środa, 19 lutego 2014

WAŻNE!!!!!!

Hej Kochane <3 Nie mam weny. Totalnie nie wiem, jak już pociągnąć to opowiadanie. Muszę bloga zawiesić. :( Jednak mam straszną wenę na nowe opowiadanie <3 Zapraszam serdecznie na krótki wstęp! http://worldhurt.blogspot.com/ :*

środa, 8 stycznia 2014

23. 'A Robert?'

Powiem mu. Powiem mu o swoich uczuciach.
Szybko i bez słowa wyszłam z domu. Idąc szybkim krokiem układałam sobie w głowie to wszystko, co zamierzam mu powiedzieć. Nagle brzuch zaczął mnie boleć, a serce zaczęło bić jakoś szybciej. 

Stałam już u drzwi jego domu. Nie pojęłam tego, że droga tak szybko mi upłynęła. Ostatnie myśli przeleciały mi przez głowę i spontanicznie przycisnęłam dzwonek, który jest zamocowany przy drzwiach. Strasznie się denerwowałam. 

Przycisnęłam dzwonek po raz kolejny. Nikt mi nie otwierał. Oddaliłam się trochę od drzwi, aby sprawdzić, czy w jakimś pomieszczeniu świeci się światło. Dom był pusty.
Zaczęłam zastanawiać się, gdzie on może być. Jedyne miejsce, które przyszło mi do głowy to nasz ulubiony most w parku. Biegiem podążałam w jego stronę. Bałam się, że Marco może zrobić coś głupiego. Może nie wygląda na takiego, ale jest strasznie wrażliwy.
Ostatkiem sił dotarłam na miejsce. Marco siedział nie na moście, lecz na przewalonym drzewie pod mostem. Drzewo to opadło już bardzo dawno temu, ale nie można go postawić. Jest to zakazane. Leży ono metr od rzeki pod mostem. Zazwyczaj siedzą tam dwójkami ludzie darzący się silnym uczuciem, jakim jest miłość. 

Szybko przebiegłam przez most i po stromych schodach zeszłam na dół.
Złapałam głęboki oddech. Cichym i powolnym krokiem szłam do Marco, który siedział do mnie tyłem. Zauważyłam, że on patrzy się na swoją rękę rozmyślając. Podeszłam bliżej. W końcu usiadłam obok niego. Dopiero wtedy mnie zauważył.
- Daj mi to – powiedziałam patrząc na niego. Wysunęłam rękę w przód.
Marco patrząc na mnie, bez słowa położył mi na dłoni żyletkę, którą chciał zranić swoje ciało.
- Dlaczego chciałeś to zrobić?
- Jeszcze nie zauważyłaś? Kocham Cię. Już nie musisz mi mówić, że ty nie czujesz do mnie tego samego. Wałkowaliśmy ten temat wiele razy. Nie mam ciebie – nie mam nic. Proste? Proste.
Po jego słowach zapanowała cisza. Dopiero po kilku minutach przerwał ją mój cichuteńki szept.
- Ale.. Ja też Cię kocham – wyszeptałam.
- Co?
- Kocham Cię.
- Czyli, że mnie okłamałaś?
- Chyba tak można powiedzieć, ale to nie znaczy, że Ci nie ufam.
- Więc dlaczego to zrobiłaś?
- Bałam się.
Patrząc sobie prosto w oczy zbliżyliśmy swoje usta do siebie.

*MIESIĄC PÓŹNIEJ*

Tak, jesteśmy razem. Wreszcie. Za trzy miesiące rok szkolny się kończy i wtedy zamieszkamy razem. Jak to wygląda? A więc tak – spotykamy się codziennie. Jemu strasznie na mnie zależy. Pokazuje to cały czas. On również jest dla mnie najważniejszy. Nie kłócimy się. Wzajemnie obdarzamy się szacunkiem i miłością. Wspieramy się. Nie wiem, jak mogłam wcześniej żyć bez niego…
Jak to było z akceptacją naszego związku? Różnie… Przyjaciele i rodzina strasznie się cieszyli. Pisma prosiły nas o udzielanie wywiadów, dzięki którym zmieniło się  ich nastawienie w stosunku do mnie. Na pozytywne oczywiście. Fanki mojego chłopaka dzielą się na dwie grupy – na te, które uwielbiają KARCO (Kamila +Marco – wymysł fanek
J ) oraz na te, które chcą mnie.. zabić? :D
Tak czy inaczej myślę, że już wszystko się w miarę unormowało.


Tego dnia poszłam z Marco na trening.
Rozmawiałam z Jürgenem. Piłkarze ćwiczyli. Po długiej rozgrzewce Klopp zwołał ich do siebie i mnie.
- No dziewczynki! Musimy potrenować zważając na przyszły mecz, który jest bardzo ważny. Odbędzie się on za miesiąc. Długo myślałem nad składem na to wydarzenie. Ustaliłem wyjściową jedynstkę, lecz jeszcze wszystko może ulec zmianie. Bramka – Roman. Obrona – Neven, Marcel i Marian. Skrzydła – Nuri i Seven.  Pomoc – Mats i Łukasz. Napastnicy – Kuba i Pierre. Głównym napastnikiem będzie Marco. – skończył.
Wszyscy patrzyli na niego i siebie ze zdziwieniem. Po pierwsze – chyba nigdy nie było takiego ustawienia i nie wiadomo, jak będą się spisywać na danej pozycji piłkarze. Potrzeba więc dużo wyczerpujących treningów. A po drugie…
- A Robert? – spytał Marco.


---------------------------------------
Dobry wieczór Kochane! <3 Kilka spraw:
1. Na potrzebę opowiadania przesunęłam transfer Roberta :(
2. Skład pomieszałam hihi :D
3. Leeewy odchodzi :(
4. Mam zapas rozdziałów :D

Nasz kochany Robert Lewandowski odchodzi :( Strasznie mi z tego powodu przykro i wiele razy płakałam. No, ale cóż. Życzymy mu sukcesów i wszystkiego, co najlepsze! <3 Zawsze będzie dla mnie bohaterem i nigdy nie przestanę mu kibicować ;*

(Dla jasności - wszyscy w opowiadaniu akceptują Jego zmianę klubu :) )

Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego w NOWYM ROKU ! ;**

KOMENTUJCIE :)

sobota, 16 listopada 2013

22. POWRÓT W WIELKIM STYLU

- Jego stan jest stabilny.

Kamień z serca… Postanowiłem przedstawić tę wiadomość wszystkim. Szybko wróciłem na korytarz. Opowiedziałem im o wszystkim. Łzy nie zniknęły, ale jednak zamieniły się w łzy szczęścia.

*TRZY TYGODNIE PÓŹNIEJ*

***KAMILA***

Marco wyszedł ze szpitala tydzień temu. Nie uczęszcza na treningi. Odwiedzam Go bardzo często. Jego mama od czasu, kiedy opuścił szpital przeprowadziła się do Niego na jakiś czas, aby się Nim zaopiekować. Lubię tę kobietę. Zdaje się, że ona mnie również. Słowa Marco ‘Kocham Cię, Kamila’ poszły w zapomnienie. Nigdy nie wracaliśmy do tego tematu. Moje uczucie do Niego z dnia na dzień powiększało się.

*CZTERY TYGODNIE PÓŹNIEJ*

Marco wrócił już do treningów. Czuje się już w pełni sił.
Dziś postanowiłam pójść z nimi na trening. Na SIP przybyli nowi trenerzy. Chcą tu nabrać wprawy i rozejść się po świecie.
Kiedy chłopaki się już przebrali wyszli na murawę.
- Matko… Za dużo trenerów. Cierpię na za dużo trenerowość! – wygłupiał się Lewandowski.
- Na za dużą trenerowość to on cierpi… - powiedział Kuba patrząc na otyłego trenera (odchodząc od opowiadania – ten tekst wymyśliła moje przyjaciółka – Gabu, podczas wczorajszej fazy w szkole :D Ale ten u góry to już ja xd)
- Hahaha! – wszystkich to rozbawiło.
- Brakuje mi Łukasza w tych przypałach… - westchnęłam.
- Coś mówiłaś?
  Odwróciłam się do tyłu.
- Łukaaaasz! – rzuciłam się mu na szyję.
- Co Ty tu robisz ? – spytał ze smilem Lewy.
- Też się cieszę, że cię widzę – zaśmiał się Łukasz.
- Nie to miałem na myśli xD Cieszę się, że wróciłeś, ale przecież to za wcześnie na powrót – przybił piątkę z jak zwykle uśmiechniętym Łukaszem.
- Brakowało mi widoku waszych mord, więc jestem :D
   Wszyscy zaczęli się witać z naszym obrońcą. Kiedy chłopaki rozpoczęli trening, ja i Łukasz udaliśmy się na trybuny i zaczęliśmy nadrabiać rozmowę. Długo się nie widzieliśmy, ponieważ Łukasz razem z Ewą i Sarą wyjechali do Polski, do rodziców Piszczka. Opowiedziałam mu wszystko.
- (…) Brakowało mi Cię – przyznałam.
- Aww *.* Tuuulimyyy ;D – przytulił mnie.
- Kiedy wrócisz do treningów? – spytałam.
- Rozmawiałem z lekarzem i w takich lekkich treningach będę mógł uczestniczyć już za tydzień – uśmiechnął się.
- Powrót w wielkim stylu :D – powiedziałam.
- No jasne J

Jeżeli chodzi o zwierzanie się lub szukanie porad, to Łukasz Piszczek i Kuba Błaszczykowski są osobami najbardziej odpowiednimi do wysłuchania i doradzenia. Za to ich kocham.
Zdawało mi się, że Marco cały czas na nas zerkał. Łukasz też to zauważył.
- A Ty nadal coś do niego czujesz, no nie? – szturchnął mnie uśmiechając się.
- Proszę Cię… Ja nigdy do Niego nic nie czułam – skłamałam.
- Kłamczysz młoda! – zaczął mnie łaskotać.
- Przestań! – śmiałam się.
- Ale tylko jak przyznasz, że kochasz Marco! – śmiał się.
- Nigdy!
- Jak wolisz! :D
- Dooobra! Już! Koniec!
- No to czekam!
- Kocham Marco! – wykrzyczałam.
   Łukasz momentalnie przestał mnie łaskotać, a wszyscy z murawy zwrócili wzrok w moją stronę. Nawet Marco.
- Hahahaha :D Niezręcznieee xD – Łukasz śmiał się jak opętany. Ta cała sytuacja go strasznie bawiła…
- Idioto… Zapłacisz mi za to! Wszystko przez Ciebie! – powiedziałam z zaciśniętymi zębami cały czas patrząc na te wszystkie twarze skierowane w moją stronę.
- Kamila okiełznaj się :D Przecież to jest śmieszne! – zaczął się jeszcze bardziej śmiać.
- Śmieszny to będzie zaraz odcisk mojego buta na Twojej mordzie! – wkurzyłam się, ale jednak kiedy chciałam go choćby lekko szturchnąć on piszczał jak mała dziewczynka, przez co nie mogłam być poważna i za każdym razem wybuchałam śmiechem…
- Wracamy do treningu! –usłyszałam Jurgena. Jezu! Kocham tego człowieka! :D
- Jesteś głupi jak but z lewej nogi, Piszczek! – powiedziałam.
- Drobna uwaga - ale ja bym wolał być prawym… - żartował sobie ze mnie.
- Ugh… -.-
- Haha ;D – znów ten śmiech…
- Nienawidzę Cię… - burknęłam.
- I tak każdy wie, że mnie kochasz ;*
- Nie wyprowadzaj mnie  z równowagi. – ostrzegłam.
- A, co jeśli wyprowadzę? – zaczął się ze mną drażnić.
- Pogadamy inaczej…
- Chcesz mnie bić?! Oo Matkoo..! Nie przeżyję tego! – zaczął się śmiać – przecież niedopuszczalne jest to, żeby…

W związku z tym, że zaczął mnie wkurzać, moja ręka odmówiła mi posłuszeństwa i uderzyła go w nos xD

Spojrzał na mnie zdziwiony.

- Hahaha :D – zaczęłam się śmiać.
- Ty tak potrafisz? O.o
- A chcesz się przekonać o tym drugi raz? – zaśmiałam się.
- Nawet mocną masz tą pięść… - zaczął gładzić się po czerwonym nosie.
- No to jesteśmy kwita :D
- Ale przecież wiesz, że ja żartowałem! Przecież wiesz, że cię kocham! – nie mógł się powstrzymać i zaczął się śmiać.
- Dobra… A teraz jak ja to wszystko wytłumaczę Marco? – zaczęłam się martwić najważniejszym problemem.
- Eee… Powiesz mu prawdę?
- No chyba cię pogięło…
- Czemu nie chcesz wyznać mu swoich uczuć?
- Bo się boję..
- Przecież sama mówiłaś, że w szpitalu powiedział, że Cię kocha!
- To było siedem tygodni temu!
- I co z tego? Uczucia nie zanikają z dnia na dzień – powiedział.

W sumie to on ma rację… Zamilkłam.. Patrzyłam jak trenują.

- To jak? Powiesz mu?
- Powiem…
- No wreszcie! A co? – uśmiechnął się.
- Że jesteś mega głupi i kazałeś mi to wykrzyczeć. – popatrzyłam na niego.
- Nie tak miało być… Zrozum, że widać, jak na siebie patrzycie, jak zachowujecie się w stosunku do siebie… Każdy wie, że wy coś do siebie czujecie. Coś więcej.
- Zajmę się tym sama… Dzięki ;)
- Przecież wiesz, że nie ma za co J

Po treningu Marco podszedł do mnie. Serce biło mi jak szalone.

- Kamila, czy... - zaczął coś mówić.
- Nie Marco. Łukasz zmusił mnie, żebym to powiedziała. Możesz być spokojny - nic do Ciebie nie czuję ;) - powiedziałam wszystko za pomocą jednego oddechu.
- Chciałem spytać tylko, czy miałabyś ochotę na.... - w pewnym momencie tak jakby zapomniał, co miał powiedzieć - dobra :) Nieważne. Do zobaczenia :)
- Czekaj. Ochotę na co? - spytałam.
- Bardzo się spieszę. Wybacz. Porozmawiamy kiedy indziej :)

Odszedł. Jaka ja byłam głupia... Czemu nie powiedziałam prawdy? Ugh! Po powrocie do domu zamknęłam się w pokoju i zaczęłam słuchać muzyki. Minęło kilka godzin zanim podjęłam odpowiednią decyzję. Powiem mu. Powiem mu o moich uczuciach.

-------------------------------------------
Hej <3 Kolejnego rozdziału możecie się spodziewać już w poniedziałek ;3
Gorąco pozdrawiam ;*

KOMENTUJCIE <3

niedziela, 29 września 2013

21. OSTATNIE SŁOWA?

- Jeśli pojedziesz to możesz już nie wracać, bo wtedy będzie koniec naszego związku. Więc wybieraj - albo ja, albo ten twój Marco.

Popatrzyłam na niego. Po chwili namysłu powiedziałam:
- Dla mnie ważniejszy jest prawdziwy przyjaciel, niż chłopak zapatrzony tylko i wyłącznie w siebie.

Po tych słowach wsiadłam w samochód i odjechałam. Przez całą drogę do Dortmundu płakałam. Bałam się, abym nie dotarła za późno. Nawet nie chcę o tym myśleć!

Dotarłam na miejsce. Pospiesznym ruchem wyszłam z auta. Wbiegłam do szpitala. Wszystkie pielęgniarki mnie ignorowały... Nie mogłam więc spytać, gdzie znajduje się Marco. Postanowiłam szukać 'na własną rękę'. Nie było to trudne, ponieważ w jednym z korytarzy przesiadywała niemalże cała Borussia. Tak- wszystkim łezka kręciła się w oku.

Popatrzyłam na nich.Oni na mnie. W tym momencie popłakałam się jeszcze bardziej. Zobaczyłam te smutne oczy kapitana reprezentacji Polski.Wszyscy płakali, ale jednak on wyglądał najgorzej. Auba mimo tego, że gra w BVB od niedawna, zdążył się przywiązać do Marco.

Obecność jednej osoby na poczekalni zdziwiła mnie najbardziej. Był to Mario Götze. Jego szklane oczy wspominały czasy spędzone u boku swego przyjaciela. Kiedy Mario przeprowadził się do Monachium z Marco nie utrzymywali już takiego dobrego kontaktu, jak dawniej. Spotykali się, ale nie dość często. Jednak swoją obecnością Mario udowodnił ile Marco dla niego znaczy. 

Złapałam pierwszego lepszego lekarza.
- Czy mogę wejść? - nawet wtedy nie udało mi się powstrzymać łez.
- Przykro mi, ale nie - powiedział i odszedł obojętnie.

Poczekałam tylko, aż opuści ten korytarz. Ostatni raz spojrzałam na moich przyjaciół. Jednym ruchem otworzyłam drzwi do sali, w której leżał Reus. Już nawet nie próbowałam powstrzymać łez... Wiedziałam, że to bezsensu.

Usiadłam obok niego. Cały czas płakałam. Złapałam go za bladą rękę. On otworzył oczy ostatkiem sił. Zobaczył, że to ja. Lekko się uśmiechnął. Chciałam powiedzieć mu coś ważnego, lecz gula w gardle mi na to nie pozwalała.

On cały czas patrzył na mnie przymrużonymi oczami. Nawet wtedy były piękne. Mimo baku sił - uśmiechał się.

- Kocham Cię, Kamila - wydukał cichuteńko. (wyglądało to tak,jak na obrazku, lecz to on leżał na łożu śmierci ;( )
- Ja Ciebie t... - moje słowa zalane łzami przerwał dźwięk respiratora.

Dłoń Marco zsunęła się z mojej dłoni. Zamknął oczy.


- Aaaa! - zaczęłam piszczeć płacząc. 
Czy to już koniec?! Czy on nie żyje?! Nie! To niemożliwe!
- Proszę wyjść! - za ramiona złapała mnie pielęgniarka, która wraz z innymi pielęgniarkami oraz lekarzami wbiegła do sali.
- Nie! Proszę go uratować! On musi żyć! - mimo tego, że pielęgniarka ciągnęła mnie do wyjścia ja cały czas płakałam i spoglądałam na Marco. Nie wiem, czy żywego.
- Proszę wyjść!!! - powtórzyła ostrzej.

Wypchnęła mnie z sali zamykając za sobą drzwi. Wszyscy wstali, kiedy mnie zobaczyli. Ja płacząc zsunęłam się z drzwi popadając w histerię.

Nigdy, ale to nigdy nie czułam takiego bólu. Wszyscy piłkarze mieli ozdobione łzami policzki. Patrzyli w szklaną szybę, w której widzieli, jak lekarze próbują ratować Marco. Ja nadal siedząc i płacząc pod drzwiami nie mogłam zrozumieć tego, czemu tak postąpiłam. Jak? Straciłam tyle czasu na tego idiotę Barthel'a! W głowie huczały mi być może OSTATNIE słowa Marco. ''Kocham Cię, Kamila'...Nie mogłam się od tego uwolnić! To nie daje mi spokoju! Nie mogę uwierzyć, że ostatnio prawie wcale nie rozmawialiśmy! Nie daruję sobie mojego postępowania! On ciągle się mną interesował. Byłam dla niego bardzo bliska! A ja? Dostrzegam to dopiero teraz! Siedząc pod salą, w której on umiera! 

- Kamila! Czy on? Czy on nie..? - wydukał Kuba przez wielkie łzy.
  Uniosłam lekko głowę do góry. Nie odważyłam się powiedzieć nic. Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Wtedy za równo Kuba, jak i wszyscy zrozumieli, że nie jest dobrze.

*JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ*
*Narracja 3-osobowa*

Oczy miała spuchnięte od ciągłego płakania. Cały czas miała w  głowie jego głos, jego oczy, jego uśmiech. JEGO. Nie mogła zrozumieć, czemu tak postąpiła.

Siedziała już obok piłkarzy.

Kilka minut później z sali wyszli lekarze i dwie pielęgniarki. Wszyscy wstali. Bez wyjątku. Jednak lekarze przeszli obok nich obojętnie. Co to miało znaczyć?

Robert Lewandowski rzucił szybkie spojrzenie na swoich przyjaciół i bez słowa pognał za lekarzami.

- Przepraszam! - zaczepił jednego z nich.
- Słucham? - odwrócił się.
- Czy mógłby pan mi powiedzieć w jakim stanie jest mój przyjaciel? I czy on w ogóle żyje? - powiedział zdenerwowany.
- Jego stan jest stabilny.

--------------------------------------
Witam Was po dłuuugiej przerwie ;(( <3 Niestety ostatnio miałam bardzo mało czasu ;( Szkoła... No i do tego dochodziły jeszcze sprawy rodzinne i choroba :/ Oj no nieważne.. Same rozumiecie :) <3 Tak czy inaczej nie zapomniałam o Was! <3 Będę starać się dodawać częściej rozdziały, ale nic nie obiecuję ;/

Dostałam ostatnio 'pytanie' na ask'u :) Informowało mnie ono o tym, że przez to, iż nie dodaję często rozdziałów straciłam czytelniczkę... Nie będę się rozpisywać na ten temat. Powiem krótko - jeżeli macie życzenie czytać to, co ja tu piszę to proszę bardzo :) Ja nikogo nie zmuszam. Ale jeśli robicie to na takiej zasadzie, jak tamta osoba to nie czytajcie go wcale. Będzie mniej przykrości :) To chyba zrozumiale, że nie żyję tylko tym blogiem :) Mam też prywatne życie, które ostatnio wymagało więcej czasu :P

W kwestii rozdziału - naciągany ;/

KOCHAM WAS! <3 DZIĘKUJĘ TYM, KTÓRZY SĄ ;3 MIMO, ŻE CZĘSTO NIE DODAJĘ ROZDZIAŁU, CZYTAM WASZE BLOGI ! <3

KOMENTARZE MILE WIDZIANE <3




09:17

niedziela, 1 września 2013

20. WARUNEK

- Jedziemy? - spytał.
- Jedziemy :)

Wyszliśmy z domu. Wsiedliśmy do auta. Do rodzinnej wsi Barthela jechało się około dwie godziny. Przez całą drogę, którą dotychczas przebyliśmy niemalże milczeliśmy. Ja zapatrzona w szybę myślałam tylko o Marco. Czułam się okropnie z myślą, że go nie odwiedziłam... Niby jestem jego przyjaciółką, a nie wiem nawet jak się czuje... Bez sensu! Gdyby tylko odebrał ten telefon... Z pewnością bym tam teraz była!

- O czym tak myślisz? - spytał Barthel prowadząc samochód.
- O niczym - sztucznie się uśmiechnęłam.
- Przecież widzę - postawił na swoje.
- Po prostu bardzo się cieszę, że będziemy bawić się razem z twoimi rodzicami przez calutki weekend :)
- Kocham Cię ;* - pocałował mnie.
- Ja Ciebie też - uśmiechnęłam się.

Po wypowiedzeniu tych słów poczułam dziwne ukucie w środku... Czułam się fałszywie... Nie byłam pewna swoich słów. Nie płynęły one prosto z serca, jak kiedyś... To pewnie tylko przejściowe! Każdy związek to przeżywa. Tak, jestem tego pewna :)

Jakiś czas potem dotarliśmy na miejsce. Na miejscu rodzice Barthela przywitali nas cieplutko. Znali mnie. Nie przyjechałam tu po raz pierwszy. Myślę, że mnie nawet lubią. To bardzo ważne dla mnie. Bowiem będzie potrzebne to mi i Barthelowi podczas naszych przyszłych relacji. Wsparcie rodziny w naszym związku jest potrzebne.

Po przyjeździe i przywitaniu mama Barthela strasznie się cieszyła.

- Wchodźcie na obiad dzieci! - zaprosiła szczerym uśmiechem pani Cleo.
- Piękna z was para - wtrącił zafascynowany pan Julian.
- Dziękujemy - uśmiechnęłam się.

Weszliśmy do środka. Przy stole siedziało już rodzeństwo Barthela. Pochodził z dużej rodziny. Ma dwie starsze siostry (bliźniaczki) - Tinę i Loren (22 l.); siostrę (15 l.) - Clementine; 8 - letniego brata - Mitchela oraz Mariln, Ryan, Olla i Xenogene. Czwórka ostatnich dzieci (dwie dziewczynki i dwóch chłopców) to dzieci zmarłej siostry mamy Barthela. Ojciec ich opuścił. Matka została postrzelona w pracy. Marlin ma 15 lat, Ryan 11, Olla 4, a Xenogene 2. Pani Holly (mama dzieci) zmarła, gdy Xenegoene miał zaledwie pół roczku. Ojciec opuścił ich, kiedy dowiedział się, że jego żona jest w ciąży po raz czwarty. Zrezygnowani rodzice Barthela zaadoptowali czwórkę dzieci. Wszystkich ich znam ;)

Kiedy weszłam do jadalni, cała ósemka spojrzała na mnie. Z wszystkimi miałam dobry kontakt, lecz najlepszy dzierżyłam z małą Ollą.

Kiedy dziewczynka mnie ujrzała, momentalnie - bez słowa, zerwała się z krzesła i przybiegła do mnie wyciągając rączki, które miały oznaczać to, że chce, abym wzięła ją na ręce. Olla jest śliczną dziewczynką <3 Jej wygląd od razu przyciąga wzrok.

- Hej, Maleńka - pocałowałam ją w czółko, kiedy wskoczyła mi na ręce.
- Czemu tak długo cie nie było? - spytała półdziecięcą mową.
- Miałam dużo spraw na głowie - uśmiechnęłam się.
- Ale teraz już nie masz - stwierdziła.
- Skąd wiesz? :)
- Bo widze - spojrzała na moją głowę.
- Hahaha! ;D Uwielbiam Cię, Perełko <3

Zasiedliśmy do stołu. Przywitałam się z resztą dzieci. Tina długo z nami nie posiedziała... Jej narzeczony przyjechał i zabrał do siebie. Loren porozmawiała ze mną chwilkę i pojechała odebrać swoje dziecko od niani. Niedawno wróciła z pracy i nie zdążyła tego zrobić. Musiała pomóc mamie Barthela przy obiedzie.  Loren nie mieszka z rodzicami. Mieszka w Frankfurcie oddalonym od tej wsi o 20 kilometrów, wraz ze swoim mężem i synkiem.

Moją uwagę przyciągnęły Clementine i Mariln. Obydwie mają po piętnaście lat. Jednak bardzo zmieniły się od mojej ostatniej wizyty. Wtedy były poważne. Teraz strasznie się rozbrykały. Może to przez ten wiek? Buzie im się nie zamykają ;D

Mitchel i Ryan snuli jakieś plany włamania do pokoju Tiny :D

Xenogene, który jeszcze nie potrafił chodzić, zasnął na rękach mojego chłopaka :)

Olla, zaś cały czas siedziała na moich kolanach opowiadając mi jakieś niestworzone historyjki <3

Po obiedzie pomogłam sprzątać pani Cleo. Myłyśmy naczynia. Barthel siedział obok. Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu.

- Przepraszam. Musze odebrać - powiedziałam wycierając ręce.
- Jasne - uśmiechnęła się mama Barthela.

Spojrzałam na wyświetlacz. Auba! Wyszłam z kuchni. Zamknęłam się w toalecie - tylko tam nie było dzieci.

***
- Auba, czemu nie odbie...
- Marco jest w ciężkim stanie - przerwał.
- Przestań żartować!
- Wcale nie żartuję. Radzę Ci teraz przyjechać, bo potem może być już za późno - kiedy usłyszałam jak łamie mu się głos zrozumiałam, że to nie żarty...
- Podaj mi adres!
- (...)
- Będę za kilka godzin!
- Czemu dopiero za kilka godzin?
- Jestem na wsi... Kończę. Widzimy się za kilka godzin - powiedziałam z wielką gulą w gardle.
- Nie płacz - poznał to po moim głosie.
***
Zdezorientowana opuściłam łazienkę. Szybko udałam się do kuchni. Spojrzeli na moje szklane oczy. Mama Barthela otwierała już buzię, aby coś powiedzieć. Ja jednak ją uprzedziłam.

- Mój przyjaciel jest w ciężkim stanie - wydukałam. Poczułam, że łza spłynęła po moim policzku.
- Ten Marco? - spytał.
- Tak mi przykro - mama Barthela przytuliła.
- Muszę wrócić do Dortmundu - powiedziałam, kiedy wyrwałam się z jej objęć.
- Nie pozwalam ci - powiedział Barthel.
- Nie mam wyjścia - spojrzałam na niego i wybiegłam z domu.

Barthel szybko za mną pobiegł.
- Pojedziesz tam?
- Tak.
- Nie możesz!
- No to patrz! - ruszyłam w stronę samochodu (był to mój samochód. Barthel ma własny, ale oddał go do naprawy. Przyjechaliśmy tu moim.)

Kiedy otwierałam drzwi od auta, Barthel złapał mnie za rękę.

- Jeśli pojedziesz, możesz tu już nie wracać. Bo wtedy będzie koniec naszego związku. Więc wybieraj - albo ja, albo ten Marco .

-------------------------------------

Siemka! ;D Mam dziś dobry humor ;3 Dziś mecz BVB! Oglądam Go z moją przyjaciółką, a Wy? <3 Jutro szkoła ;(( Ehh.. No cóż :/ W następnym rozdziale dowiecie się, co postanowiła Kamila :)

UWAGA!!!

Nie dodam kolejnego rozdziału, jeśli pod tym postem nie pojawi się co najmniej 6 komentarzy! Podczas mojej nieobecności wyświetlalność tego bloga spadła. Nie komentujecie tak dobrze, jak kiedyś i nie wiem czy będzie sens prowadzenia tego bloga dalej ;(( Przyszłość dalszych losów Kamili, Marco i Barthela zależy od Was, ponieważ Wasze komentarze motywują mnie do działania, a ich brak? No niestety... Nasuwa mi na myśl wiele nieprzyjemnych wniosków :/

Tak czy inaczej - Kocham Was <3 ;D

Pozdrawiam - Emila Reus <3

JEŚLI JUŻ POFATYGOWAŁEŚ SIĘ, ABY TU WEJŚĆ - ZOSTAW PO SOBIE ŚLAD W POSTACI KOMENTARZA :)

sobota, 31 sierpnia 2013

19. ''PREPROSINY''

*KAMILA*

Postanowiłam, że odwiedzę dziś Marco. Głupio by było tego nie zrobić… Przecież się przyjaźnimy. Kiedy wróciłam ze szkoły udałam się do sklepu. Chciałam kupić mu co nie co, bo dobrze wiem, że on strasznie nie lubi szpitalnego jedzenia J Kupiłam kilka produktów. Wróciłam do domu. A no właśnie… Odkąd jestem z Barthelem mieszkamy razem. To nas do siebie zbliżyło. Co na to Agata i Kuba? Praktycznie nic… Widują mnie niemalże codziennie więc są spokojni.

Otworzyłam drzwi. Bartel urzędował w kuchni.

- Hej – odezwałam się ściągając kurtkę i buty.
- Hej – odpowiedział z kuchni.
  
Weszłam dalej.

- Co robisz? – uśmiechnęłam się  zaglądając w ‘’robótki’’ mojego chłopaka.
- Niespodziankę – pocałował mnie <3
- Nie powiesz mi?
- Eee… Nie ;D
- No dobra – uśmiechnęłam się – poczekam.
   

Barthel znów powrócił do pracy. Ja oparta o blat niby przyglądałam się temu, co robi Barthel, a jednak myślałam o Marco. Kiedy trafił do szpitala nawet go nie odwiedziłam… Byłam pochłonięta nauką… Głupio mi. Dlatego zamierzam dziś go odwiedzić.

- O czym tak myślisz? – spytał uśmiechnięty Barthel.
- Bo wiesz… Mój przyjaciel – Marco trafił do szpitala kilka dni temu… Głupio mi, bo go nawet nie odwiedziłam. Dziś do mnie zadzwonił. Myślę, że powinnam pójść do szpitala dziś. – wyjaśniłam.
- Nie możesz – powiedział.
- Czemu? – popatrzyłam na niego.
- Dziś jedziemy do moich rodziców na wieś. Zapomniałaś?
- No tak… Dziś piątek… Cholera! Nie możemy tego przesunąć?
- Mama strasznie się nastawiła na nasz przyjazd – powiedział nie przerywając pracy.
- Ale mi strasznie zależy na tym, żeby go odwiedzić…
- Niedługo wyjdzie ze szpitala. Z pewnością nie potrzebuje tam twojej obecności. Są przy nim przyjaciele i pewnie rodzina – powiedział.
- Ja też się z nim przyjaźnię – wtrąciłam.
- Więc skoro się przyjaźnicie, on powinien zrozumieć to, że miałaś ważniejsze sprawy na głowie, niż jakieś odwiedziny w szpitalu…
- To nie są ‘jakieś odwiedziny w szpitalu’… Martwię się o niego.
- Przestań…
- Czemu nie potrafisz zrozumieć tego, że strasznie mi zależy na tym, aby go odwiedzić?! – poniosło mnie i krzyknęłam.
- Bo ty nie potrafisz zrozumieć tego, że mi zależy na odwiedzeniu rodziców! Rodzina jest chyba ważniejsza od przyjaciela!
- Marco jest częścią mojej rodziny – spojrzałam mu prosto w oczy i chwilę potem wyszłam z kuchni.

To karygodne, że on nie potrafi mnie zrozumieć! Skoro jest moim chłopakiem, powinien rozumieć mnie jak nikt inny… Tym czasem jest inaczej… Udałam się do garderoby. Postanowiłam się przebrać i wyjść na jakiś samotny spacer… Ostatecznie ubrałam to. Nic nie mówiąc Barthelowi wyszłam z domu. Chłodny wiatr kołysał drzewa. Jesień. Deszczowe chmury wisiały w powietrzu. 

Moim celem było jedno miejsce. Strasznie kochałam tam przebywać. Dawno tam nie byłam... Ostatni raz - w lato, kiedy byłam bliżej Marco. Dotarłam. Zawsze kiedy patrzę na to miejsce przypominają mi się chwile spędzone z Marco. Zaczyna mi tego brakować. Zawsze byliśmy tu razem. To właśnie jest to nasze ulubione miejsce w Dortmundzie. 

Stanęłam na moście. Patrzyłam w wodę. Coraz bardziej odczuwałam brak obecności Marco. Jedna łza, której nie byłam w stanie zatrzymać spłynęła po moim policzku. Może to z tęsknoty? Szybko ją otarłam. Nagle uświadomiłam sobie, że w tym momencie mogłabym być przy Marco. Uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy. Postanowiłam to zrobić. Niestety moją radość szybko przewiała świadomość, że nie wiem, w którym szpitalu leży mój przyjaciel. Zsunęłam się i oparta o barierkę usiadłam tyłem do wody. Postanowiłam zatelefonować do Marco. Wybrałam numer. Niestety nie odbierał. Potem wybrałam numer Pierre'ego. Także brak odpowiedzi. Po kilku nieudanych próbach dałam sobie spokój. Zrezygnowana zapatrzyłam się w niebo. Miało typowy, jesienny wygląd. Moje przemyślenia przerwał telefon. Przez chwilę, zanim spojrzałam na wyświetlacz miała nadzieje, że to Marco, bądź Pierre. Niestety, myliłam się. To Barthel.

***
- Tak? - powiedziałam z nadzieją, że nie pozna drżenia mojego głosu.
- Kamila... Chciałem Cię przeprosić. Źle postąpiłem. Przepraszam.
- Nie szkodzi... Ja też chciałam przeprosić... - wyznałam.
- Kocham Cię, Kami <3
- Ja Ciebie też - odpowiedziałam.
- Gdzie jesteś?
- Już wracam - powstałam i ruszyłam w drogę powrotną.
- To świetnie. Ile zajmie Ci droga powrotna? Mama pyta, kiedy wyjedziemy.
- Kilkanaście minut - powiedziałam.
- No wiec czekam - powiedział.
- Dobrze :)

***

Owszem, chcę odwiedzić Marco, ale skoro on nie odbiera i nie wiem, gdzie jest, co mam robić? Pojadę razem z Barthelem. Co prawda, może chamsko zachował się, ponieważ tak jakby mi rozkazał, że mam z nim pojechać, ale i tak go kocham <3 Po za tym - nabrałam chęci, aby odwiedzić rodziców Barthela. 

Doszłam do domu. Unosiła się tam woń świeżej szarlotki.

- Jestem! - oznajmiłam.
- Chodź. pomożesz mi - usłyszałam miły głos Barthela.
- Idę - z uśmiechem weszłam do kuchni.
- Zapakuj proszę ciasto do tego pojemnika - dał mi naczynie.
- Okej - zrobiłam, co mi kazał.

Kiedy skończyliśmy byliśmy gotowi do drogi.

- Jedziemy? - spytał.
- Jedziemy :)

----------------------

Witam <3 Znów troszkę namieszałam :)) Informuję Was, że postać Barthela zostałą dodana do zakładki 'BOHATERZY ;)' (Zdjęcie przypadkowe ;p)

SPRAWA!

Bardzo długo nie było mnie na bloggerze ;c Teraz staram się nadrabiać tę nieobecność :) Jednakże przez te kilka miesięcy nieobecności, wyświetlenia na moim blogu były dostosowane do dodawania moich rozdziałów (a, jak każdy wie - rzadko kiedy dodawałam ;( ) Tak więc mam do Was ogromną prośbę! Czy moglibyście/mogłybyście zareklamować mojego bloga? Będę wdzięczna <3

POZDRAWIAM ~ Emila Reus ;3

ZACHĘCAM DO KOMENTOWANIA I OBSERWOWANIA <3


piątek, 30 sierpnia 2013

18. "Houston mamy problem!''

- Rozumiem. Dziękuję - powiedziałem.
   Lekarz poszedł do innych pacjentów. Ja opadłem na siedzenie. Stwierdziłem, że jednak powiadomię Agatę i Kubę. Za pomocą telefonu napisałem sms'a do Kuby.

*Kamila jest w szpitalu. Nie martwcie się. Cały czas przy niej jestem*

Za zaledwie kilka sekund usłyszałem dzwonek mojego telefonu.

***
- Halo?
- Marco! Który to szpital?!
- Kuba! Uspokój się. Przecież słychać po głosie, że jesteś strasznie zmęczony! I tak i tak teraz jest nieprzytomna, więc nie ma sensu, żebyście się błąkali po nocy...
- Nie ma mowy!
- Obiecuję, że gdy będzie coś wiadomo od razy dam wam znać. Teraz nawet z lekarzem spokojnie nie pogadasz.
- Ale wszystko z nią w porządku? - powiedział już spokojniej.
- Tak...
- Ale z samego rana przyjeżdżamy!
- Dobrze.
- Informuj nas na bieżąco.
- Zrozumiałem, a teraz śpij spokojnie.
   Kuba się rozłączył. Strasznie się martwił od samego początku. Jednak jedno nie dawało mi spokoju... Kim byli ci mężczyźni? Domyślam się, że jeden z nich to na pewno ten Barthel... Od samego początku mi się nie podobał!
   Postanowiłem wejść do Kamili. Wiem, że jest nieprzytomna, ale to nic. Poprosiłem przechodzącą pielęgniarkę o pozwolenie. Na całe szczęście je otrzymałem.
   Spokojnie otworzyłem drzwi. Nagle cały obraz mi się rozmazał. Głosy dochodzące z korytarza jakby się oddalały. Przede mną rozprzestrzeniała się gęsta mgła.

*************

- Marco?
- C.. co? - wydukałem.
- Zerwałeś się, jak po jakimś horrorze! - śmiał się Aubameyang.
- Co ty mówisz?! - nic nie rozumiałem.
- Nie wiem o co ci chodzi :D
- Kamila! Przecież ona jest w szpitalu!
- Eee.. xD To Ty jesteś w szpitalu - wyjaśnił.
- Co?!
- Nie pamiętasz?
- Nie?
- No to ja Ci przypomnę - uśmiechnął się Pierre.
- Słucham.
- Zacznijmy od początku... Jutro gramy mecz. Ważny mecz. Kilka dni temu trenowaliśmy. Wszyscy strasznie się starali. Niestety treningowi sprzyjała wysoka temperatura. No i ty poległeś...
- Nie rozumiem...
- Zasłabłeś! I zapadłeś w taką krótką śpiączkę...
- O cholera... Ej.. a Kamila? Znaleźliście ją?
- Po co mieliśmy jej szukać? Chodzi do liceum. Dobrze sobie radzi.
- Czyli... Nie! Niemożliwe! Przecież ten las... Kamila...
- No! Musiałeś się nieźle narąbać tą narkozą! ;D - zaśmiał się.
- Weź...
- Ułóż to sobie w głowie, a ja pójdę po lekarza - uśmiechnął się i wyszedł.
- Żeby to jeszcze było takie proste... - burknąłem pod nosem.
   Jedynym rozwiązaniem tej sprawy był telefon do Kamili. Wyciągnąłem rękę po telefon.

***
- Auba! Nie zamierzam znów wysłuchiwać twoich głupot! Idź i poszukaj tego misia, a nie będziesz mi sie darł do słuchawki 'Houston mam problem'!- wykrzyczała Kamila.
-To ja! Marco ;d
- Marco? Przepraszam :D Nie wiedziałam, że to ty - wytłumaczyła.
- Przecież to mój telefon - zaśmiałem się.
- Ale Auba wcześniej się wydurniał... xD
- No tak...
- A jak się czujesz?
- No powiedzmy, że dobrze... Tylko mam problem z poukładaniem sobie tego wszystkiego...
- Ale czego?
- Miałem sen... I pomyliłem go z realnym życiem...
- Znam to. Często tak miewam. Kiedy wychodzisz?
- Nie wiem jeszcze... Ale powiedz mi - jak układa Ci się z Barthelem?
- W porządku, dzięki.
- To dobrze :) - a to jednak nie był sen :/
- Marco, muszę kończyć. Jak wyjdziesz to pewnie się spikniemy i się spotkamy - powiedziała.
- No okej...
- Paa
- Hej...

***

Hmmm... Dziwne uczucie :/ No cóż. Życie toczy sie dalej. Z Kamilą, czy bez...
- No proszę! Jak się pan czuje? - spytał lekarz.
- Okropnie, strasznie, źle, gorzej być nie może, moje życie legło w gruzach / wspaniale - powiedziałem.
- To świetnie! Zrobimy kilka badań i jutro będzie istniała możliwość opuszczenia szpitala - uśmiechnął się.
- Rozumiem.
- Doktorze! Potrzebna pańska pomoc! - na salę wbiegła jakaś pielęgniarka.
- Już. Zaraz do pana wrócę - powiedział i biegiem opuścił salę.
- Wyglądasz, jakbyś zleciał z piętnastego piętra, wleciał pod pociąg, z którego wszystkie cegły walnęły cię w twarz! - powiedział Auba.
- Oglądasz zdecydowanie za dużo filmów! - stwierdziłem.
- No wiem ;D Powiedz, co cię tak przybiło?
- Życie, Auba. Życie.
  Patrzył na mnie dziwnym spojrzeniem.
- Mwahahahah! Do sekty wstapiłeś?! - wybuchnął nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji.
- Tak, Auba... -_-

------------------------------
Hej, hej <3 Więc wznawiam bloga ;)) Nie mogłam bez niego żyć :D Mam nadzieję, że po tej akcji mnie nie znienawidzicie xD I tak i tak Was kocham ;3 Pozdrawiam -Emila Reus ;*