Postanowiłam, że odwiedzę dziś Marco. Głupio by było tego nie zrobić… Przecież się przyjaźnimy. Kiedy wróciłam ze szkoły udałam się do sklepu. Chciałam kupić mu co nie co, bo dobrze wiem, że on strasznie nie lubi szpitalnego jedzenia J Kupiłam kilka produktów. Wróciłam do domu. A no właśnie… Odkąd jestem z Barthelem mieszkamy razem. To nas do siebie zbliżyło. Co na to Agata i Kuba? Praktycznie nic… Widują mnie niemalże codziennie więc są spokojni.
Otworzyłam drzwi. Bartel urzędował w kuchni.
- Hej – odezwałam się ściągając kurtkę i buty.
- Hej – odpowiedział z kuchni.
Weszłam dalej.
- Hej – odpowiedział z kuchni.
Weszłam dalej.
- Co robisz? – uśmiechnęłam się zaglądając w ‘’robótki’’ mojego chłopaka.
- Niespodziankę – pocałował mnie <3
- Nie powiesz mi?
- Eee… Nie ;D
- No dobra – uśmiechnęłam się – poczekam.
Barthel znów powrócił do pracy. Ja oparta o blat niby przyglądałam się temu, co robi Barthel, a jednak myślałam o Marco. Kiedy trafił do szpitala nawet go nie odwiedziłam… Byłam pochłonięta nauką… Głupio mi. Dlatego zamierzam dziś go odwiedzić.
- O czym tak myślisz? – spytał uśmiechnięty Barthel.
- Bo wiesz… Mój przyjaciel – Marco trafił do szpitala kilka dni temu… Głupio mi, bo go nawet nie odwiedziłam. Dziś do mnie zadzwonił. Myślę, że powinnam pójść do szpitala dziś. – wyjaśniłam.
- Nie możesz – powiedział.
- Czemu? – popatrzyłam na niego.
- Dziś jedziemy do moich rodziców na wieś. Zapomniałaś?
- No tak… Dziś piątek… Cholera! Nie możemy tego przesunąć?
- Mama strasznie się nastawiła na nasz przyjazd – powiedział nie przerywając pracy.
- Ale mi strasznie zależy na tym, żeby go odwiedzić…
- Niedługo wyjdzie ze szpitala. Z pewnością nie potrzebuje tam twojej obecności. Są przy nim przyjaciele i pewnie rodzina – powiedział.
- Ja też się z nim przyjaźnię – wtrąciłam.
- Więc skoro się przyjaźnicie, on powinien zrozumieć to, że miałaś ważniejsze sprawy na głowie, niż jakieś odwiedziny w szpitalu…
- To nie są ‘jakieś odwiedziny w szpitalu’… Martwię się o niego.
- Przestań…
- Czemu nie potrafisz zrozumieć tego, że strasznie mi zależy na tym, aby go odwiedzić?! – poniosło mnie i krzyknęłam.
- Bo ty nie potrafisz zrozumieć tego, że mi zależy na odwiedzeniu rodziców! Rodzina jest chyba ważniejsza od przyjaciela!
- Marco jest częścią mojej rodziny – spojrzałam mu prosto w oczy i chwilę potem wyszłam z kuchni.
To karygodne, że on nie potrafi mnie zrozumieć! Skoro jest moim chłopakiem, powinien rozumieć mnie jak nikt inny… Tym czasem jest inaczej… Udałam się do garderoby. Postanowiłam się przebrać i wyjść na jakiś samotny spacer… Ostatecznie ubrałam to. Nic nie mówiąc Barthelowi wyszłam z domu. Chłodny wiatr kołysał drzewa. Jesień. Deszczowe chmury wisiały w powietrzu.
Moim celem było jedno miejsce. Strasznie kochałam tam przebywać. Dawno tam nie byłam... Ostatni raz - w lato, kiedy byłam bliżej Marco. Dotarłam. Zawsze kiedy patrzę na to miejsce przypominają mi się chwile spędzone z Marco. Zaczyna mi tego brakować. Zawsze byliśmy tu razem. To właśnie jest to nasze ulubione miejsce w Dortmundzie.
Stanęłam na moście. Patrzyłam w wodę. Coraz bardziej odczuwałam brak obecności Marco. Jedna łza, której nie byłam w stanie zatrzymać spłynęła po moim policzku. Może to z tęsknoty? Szybko ją otarłam. Nagle uświadomiłam sobie, że w tym momencie mogłabym być przy Marco. Uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy. Postanowiłam to zrobić. Niestety moją radość szybko przewiała świadomość, że nie wiem, w którym szpitalu leży mój przyjaciel. Zsunęłam się i oparta o barierkę usiadłam tyłem do wody. Postanowiłam zatelefonować do Marco. Wybrałam numer. Niestety nie odbierał. Potem wybrałam numer Pierre'ego. Także brak odpowiedzi. Po kilku nieudanych próbach dałam sobie spokój. Zrezygnowana zapatrzyłam się w niebo. Miało typowy, jesienny wygląd. Moje przemyślenia przerwał telefon. Przez chwilę, zanim spojrzałam na wyświetlacz miała nadzieje, że to Marco, bądź Pierre. Niestety, myliłam się. To Barthel.
***
- Tak? - powiedziałam z nadzieją, że nie pozna drżenia mojego głosu.
- Kamila... Chciałem Cię przeprosić. Źle postąpiłem. Przepraszam.
- Nie szkodzi... Ja też chciałam przeprosić... - wyznałam.
- Kocham Cię, Kami <3
- Ja Ciebie też - odpowiedziałam.
- Gdzie jesteś?
- Już wracam - powstałam i ruszyłam w drogę powrotną.
- To świetnie. Ile zajmie Ci droga powrotna? Mama pyta, kiedy wyjedziemy.
- Kilkanaście minut - powiedziałam.
- No wiec czekam - powiedział.
- Dobrze :)
***
Owszem, chcę odwiedzić Marco, ale skoro on nie odbiera i nie wiem, gdzie jest, co mam robić? Pojadę razem z Barthelem. Co prawda, może chamsko zachował się, ponieważ tak jakby mi rozkazał, że mam z nim pojechać, ale i tak go kocham <3 Po za tym - nabrałam chęci, aby odwiedzić rodziców Barthela.
Doszłam do domu. Unosiła się tam woń świeżej szarlotki.
- Jestem! - oznajmiłam.
- Chodź. pomożesz mi - usłyszałam miły głos Barthela.
- Idę - z uśmiechem weszłam do kuchni.
- Zapakuj proszę ciasto do tego pojemnika - dał mi naczynie.
- Okej - zrobiłam, co mi kazał.
Kiedy skończyliśmy byliśmy gotowi do drogi.
- Jedziemy? - spytał.
- Jedziemy :)
----------------------
Witam <3 Znów troszkę namieszałam :)) Informuję Was, że postać Barthela zostałą dodana do zakładki 'BOHATERZY ;)' (Zdjęcie przypadkowe ;p)
SPRAWA!
Bardzo długo nie było mnie na bloggerze ;c Teraz staram się nadrabiać tę nieobecność :) Jednakże przez te kilka miesięcy nieobecności, wyświetlenia na moim blogu były dostosowane do dodawania moich rozdziałów (a, jak każdy wie - rzadko kiedy dodawałam ;( ) Tak więc mam do Was ogromną prośbę! Czy moglibyście/mogłybyście zareklamować mojego bloga? Będę wdzięczna <3
POZDRAWIAM ~ Emila Reus ;3
ZACHĘCAM DO KOMENTOWANIA I OBSERWOWANIA <3
Biedny Marco, oby z nim było dobrze.
OdpowiedzUsuńBarthel powinien zrozumieć że ona się o niego martwi.
Czekam na kolejny. Buziaki ;*
Kocham <3 Kurde! Weź zrób, żeby była z Marco! Ale ten Barthel chamski!
OdpowiedzUsuńCzekam na nn ;* i zapraszam do mnie :)
Świetne
OdpowiedzUsuńBarthel jest chamski na maxa -.-
Czekam na nexta
Rozdział jest boski.
OdpowiedzUsuńTakiego chamstwa jeszcze nie widziałam.
Kuźwa ona musi być z nim .
czekam na kolejny