Obudziłam się. Rozglądałam się dookoła. Był to dom Barthela. Ale jego przy mnie jednak nie było.
- O! Widzę, ze
sie obudzilas! To bardzo dobrze sie sklada! - podszedl do mnie i zaczal sciagac
mi bluzke.
- Co ty robisz?! Puszczaj mnie psycholu!!! - zaczelam krzyczec wyrywajac sie mu.
Na nic niestety
zdaly sie moje krzyki... Barthel osiągnął swoj cel...
*KILKADZIESIAT
MINUT PÓŹNIEJ*
Lezalam na
ziemi placzac. Cala bylam poobijana, pokrwawiona... Jakis czas minal, kiedy
odwazylam sie wstac i skierowac do drzwi. Po prostu wrocic do domu. Barthela
przy mnie nie bylo. Po tym okrucieństwie jakie zrobil zniknal... Cala
zdruzgotana mialam juz chwytac za klamke.
- A gdzie to
sie wybiera?! - uslyszalam glos Barthela za plecami.
- Daj mi
spokoj!!!- krzyknelam jeszcze bardziej placzac.
- Nigdzie nie
pojdziesz! Juz tu zostaniesz! Na zawsze! Nikt cie nie znajdzie!- uderzyl mnie.
- Znajda mnie!
Albo sama uciekne! Byleby nie byc tu z toba, debilu! - zaczelam mu sie wyrywac.
- Myslisz, ze
bedziesz tu przebywac?! Hahhaha! Nie jestem taki glupi! - znow mnie szarpnal i
uderzyl.
- Pomocy!!!-
zaczelam krzyczec caly czas placzac.
- Zamknij sie!-
wzial jakis ciezki przedmiot zza siebie i uderzyl mnie nim w glowe.
*PO ODZYSKANIU
PRZYTOMNOSCI*
Obudzilam sie.
Juz nie bylam w domu tego kretyna... Sama nie wiem gdzie bylam. To jakies
chlodne, wilgotne i ciemne pomieszczenie. Cos w stylu piwnicy, ale to na pewno
nie to... Nagle drewniane drzwi sie otworzyly, a moim om ukazali sie Barthel,
Daniel, Oscar, Phillip i Felix. Ci ktorych wymienilam to, to slawetne
towarzystwo Barthela.
- Podoba ci
sie?!- spytal Barthel - podziekuj chlopakom! To oni ci taka piekna miejscowe
znalezli! - zasmiali sie.
- Czego wy ode
mnie chcecie?!- plakalam.
- Nie domyslasz
sie, kochanie? - spytal mnie Oscar.
- Dobra
chlopaki... Daniel! Teraz twoja godzina... Potem Felix - powiedzial.
- Jasne -
potwierdzili i wyszli.
Zostalam sama z Danielem. Znow ten sam
koszmar. Czy kiedyś się to skonczy?
*W TYM SAMY
CZASIE*
- Gdzie ona
jest?- spytala Agata.
- Moze poszla
do tego swojego chlopaka?- zarzucilem.
- To raczej
niemozliwe... Zawsze mi o tym mowila... Martwie sie, Kuba.
- No to moze u
Marco?
- Zadzwonię do
niego - powiedziala wyjmujac telefon.
*ROZMOWA
TELEFONICZNA*
- Halo, Marco?
- No,co tam?
- Jest u ciebie
Kamila?
- Przykro mi,
ale nie. A cos sie stalo?
- Cholera no!-
zalamala sie.
- Aga...
Spokojnie. Co sie stalo?
- Kamila
zniknela! Jest juz ta godzina (23:12) a jej nadal nie ma!
- O Boże! Agata
ja zaraz będę u was! Moze razem cos wymyslimy! - powiedzial i sie rozlaczyl.
-------------------
Było 3 komentarze, wiec dotrzymałąm słowa :) Coraz wieksze zameiszanie ;DD Aaa! Zakłądam nowego bloga. Już założyłam, ale musze dopracować prolog ;* Dam Wam znać :) Tylko nie pomyślcie sobie, ze ten blog dobiega konca! Jeszcze trochę dużo sie tu wydarzy ;D
CZYTASZ? - KOMENTUJ :)
Ja pierniczę co za....!
OdpowiedzUsuńBiedna Kamila.
Rozdział cudeńko.!;D
dobre ♥ mam nadzieję, że ją uratują ;c czekam na nn ;*
OdpowiedzUsuńCo za psychiczni ludzie -,- ( ci chłopaki )
OdpowiedzUsuńGRRR. zabiłabym ;/
Strasznie szkoda mi Kamili ;pp
Czekam na kolejny rozdział ;)
Pozdrawiam ;P
Zapraszam na moje blogi:
Praca-laczy-ludzi-bvb.blogspot.com
Fest-der-liebe-bvb.blogspot.com
Jameinbrudermarcoreus.blogspot.com
Biedna Kamila,a rozdział świetny ;)
OdpowiedzUsuńO matko... biedna Kamila -.-
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Kamili.
OdpowiedzUsuńRozdział jest cudowny.
Mam nadzieję, że Marco ją uratuje.
Biedna Kamila mam nadzieję że Marco ją uratuje.
OdpowiedzUsuńrozdział jest boski.