sobota, 31 sierpnia 2013

19. ''PREPROSINY''

*KAMILA*

Postanowiłam, że odwiedzę dziś Marco. Głupio by było tego nie zrobić… Przecież się przyjaźnimy. Kiedy wróciłam ze szkoły udałam się do sklepu. Chciałam kupić mu co nie co, bo dobrze wiem, że on strasznie nie lubi szpitalnego jedzenia J Kupiłam kilka produktów. Wróciłam do domu. A no właśnie… Odkąd jestem z Barthelem mieszkamy razem. To nas do siebie zbliżyło. Co na to Agata i Kuba? Praktycznie nic… Widują mnie niemalże codziennie więc są spokojni.

Otworzyłam drzwi. Bartel urzędował w kuchni.

- Hej – odezwałam się ściągając kurtkę i buty.
- Hej – odpowiedział z kuchni.
  
Weszłam dalej.

- Co robisz? – uśmiechnęłam się  zaglądając w ‘’robótki’’ mojego chłopaka.
- Niespodziankę – pocałował mnie <3
- Nie powiesz mi?
- Eee… Nie ;D
- No dobra – uśmiechnęłam się – poczekam.
   

Barthel znów powrócił do pracy. Ja oparta o blat niby przyglądałam się temu, co robi Barthel, a jednak myślałam o Marco. Kiedy trafił do szpitala nawet go nie odwiedziłam… Byłam pochłonięta nauką… Głupio mi. Dlatego zamierzam dziś go odwiedzić.

- O czym tak myślisz? – spytał uśmiechnięty Barthel.
- Bo wiesz… Mój przyjaciel – Marco trafił do szpitala kilka dni temu… Głupio mi, bo go nawet nie odwiedziłam. Dziś do mnie zadzwonił. Myślę, że powinnam pójść do szpitala dziś. – wyjaśniłam.
- Nie możesz – powiedział.
- Czemu? – popatrzyłam na niego.
- Dziś jedziemy do moich rodziców na wieś. Zapomniałaś?
- No tak… Dziś piątek… Cholera! Nie możemy tego przesunąć?
- Mama strasznie się nastawiła na nasz przyjazd – powiedział nie przerywając pracy.
- Ale mi strasznie zależy na tym, żeby go odwiedzić…
- Niedługo wyjdzie ze szpitala. Z pewnością nie potrzebuje tam twojej obecności. Są przy nim przyjaciele i pewnie rodzina – powiedział.
- Ja też się z nim przyjaźnię – wtrąciłam.
- Więc skoro się przyjaźnicie, on powinien zrozumieć to, że miałaś ważniejsze sprawy na głowie, niż jakieś odwiedziny w szpitalu…
- To nie są ‘jakieś odwiedziny w szpitalu’… Martwię się o niego.
- Przestań…
- Czemu nie potrafisz zrozumieć tego, że strasznie mi zależy na tym, aby go odwiedzić?! – poniosło mnie i krzyknęłam.
- Bo ty nie potrafisz zrozumieć tego, że mi zależy na odwiedzeniu rodziców! Rodzina jest chyba ważniejsza od przyjaciela!
- Marco jest częścią mojej rodziny – spojrzałam mu prosto w oczy i chwilę potem wyszłam z kuchni.

To karygodne, że on nie potrafi mnie zrozumieć! Skoro jest moim chłopakiem, powinien rozumieć mnie jak nikt inny… Tym czasem jest inaczej… Udałam się do garderoby. Postanowiłam się przebrać i wyjść na jakiś samotny spacer… Ostatecznie ubrałam to. Nic nie mówiąc Barthelowi wyszłam z domu. Chłodny wiatr kołysał drzewa. Jesień. Deszczowe chmury wisiały w powietrzu. 

Moim celem było jedno miejsce. Strasznie kochałam tam przebywać. Dawno tam nie byłam... Ostatni raz - w lato, kiedy byłam bliżej Marco. Dotarłam. Zawsze kiedy patrzę na to miejsce przypominają mi się chwile spędzone z Marco. Zaczyna mi tego brakować. Zawsze byliśmy tu razem. To właśnie jest to nasze ulubione miejsce w Dortmundzie. 

Stanęłam na moście. Patrzyłam w wodę. Coraz bardziej odczuwałam brak obecności Marco. Jedna łza, której nie byłam w stanie zatrzymać spłynęła po moim policzku. Może to z tęsknoty? Szybko ją otarłam. Nagle uświadomiłam sobie, że w tym momencie mogłabym być przy Marco. Uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy. Postanowiłam to zrobić. Niestety moją radość szybko przewiała świadomość, że nie wiem, w którym szpitalu leży mój przyjaciel. Zsunęłam się i oparta o barierkę usiadłam tyłem do wody. Postanowiłam zatelefonować do Marco. Wybrałam numer. Niestety nie odbierał. Potem wybrałam numer Pierre'ego. Także brak odpowiedzi. Po kilku nieudanych próbach dałam sobie spokój. Zrezygnowana zapatrzyłam się w niebo. Miało typowy, jesienny wygląd. Moje przemyślenia przerwał telefon. Przez chwilę, zanim spojrzałam na wyświetlacz miała nadzieje, że to Marco, bądź Pierre. Niestety, myliłam się. To Barthel.

***
- Tak? - powiedziałam z nadzieją, że nie pozna drżenia mojego głosu.
- Kamila... Chciałem Cię przeprosić. Źle postąpiłem. Przepraszam.
- Nie szkodzi... Ja też chciałam przeprosić... - wyznałam.
- Kocham Cię, Kami <3
- Ja Ciebie też - odpowiedziałam.
- Gdzie jesteś?
- Już wracam - powstałam i ruszyłam w drogę powrotną.
- To świetnie. Ile zajmie Ci droga powrotna? Mama pyta, kiedy wyjedziemy.
- Kilkanaście minut - powiedziałam.
- No wiec czekam - powiedział.
- Dobrze :)

***

Owszem, chcę odwiedzić Marco, ale skoro on nie odbiera i nie wiem, gdzie jest, co mam robić? Pojadę razem z Barthelem. Co prawda, może chamsko zachował się, ponieważ tak jakby mi rozkazał, że mam z nim pojechać, ale i tak go kocham <3 Po za tym - nabrałam chęci, aby odwiedzić rodziców Barthela. 

Doszłam do domu. Unosiła się tam woń świeżej szarlotki.

- Jestem! - oznajmiłam.
- Chodź. pomożesz mi - usłyszałam miły głos Barthela.
- Idę - z uśmiechem weszłam do kuchni.
- Zapakuj proszę ciasto do tego pojemnika - dał mi naczynie.
- Okej - zrobiłam, co mi kazał.

Kiedy skończyliśmy byliśmy gotowi do drogi.

- Jedziemy? - spytał.
- Jedziemy :)

----------------------

Witam <3 Znów troszkę namieszałam :)) Informuję Was, że postać Barthela zostałą dodana do zakładki 'BOHATERZY ;)' (Zdjęcie przypadkowe ;p)

SPRAWA!

Bardzo długo nie było mnie na bloggerze ;c Teraz staram się nadrabiać tę nieobecność :) Jednakże przez te kilka miesięcy nieobecności, wyświetlenia na moim blogu były dostosowane do dodawania moich rozdziałów (a, jak każdy wie - rzadko kiedy dodawałam ;( ) Tak więc mam do Was ogromną prośbę! Czy moglibyście/mogłybyście zareklamować mojego bloga? Będę wdzięczna <3

POZDRAWIAM ~ Emila Reus ;3

ZACHĘCAM DO KOMENTOWANIA I OBSERWOWANIA <3


piątek, 30 sierpnia 2013

18. "Houston mamy problem!''

- Rozumiem. Dziękuję - powiedziałem.
   Lekarz poszedł do innych pacjentów. Ja opadłem na siedzenie. Stwierdziłem, że jednak powiadomię Agatę i Kubę. Za pomocą telefonu napisałem sms'a do Kuby.

*Kamila jest w szpitalu. Nie martwcie się. Cały czas przy niej jestem*

Za zaledwie kilka sekund usłyszałem dzwonek mojego telefonu.

***
- Halo?
- Marco! Który to szpital?!
- Kuba! Uspokój się. Przecież słychać po głosie, że jesteś strasznie zmęczony! I tak i tak teraz jest nieprzytomna, więc nie ma sensu, żebyście się błąkali po nocy...
- Nie ma mowy!
- Obiecuję, że gdy będzie coś wiadomo od razy dam wam znać. Teraz nawet z lekarzem spokojnie nie pogadasz.
- Ale wszystko z nią w porządku? - powiedział już spokojniej.
- Tak...
- Ale z samego rana przyjeżdżamy!
- Dobrze.
- Informuj nas na bieżąco.
- Zrozumiałem, a teraz śpij spokojnie.
   Kuba się rozłączył. Strasznie się martwił od samego początku. Jednak jedno nie dawało mi spokoju... Kim byli ci mężczyźni? Domyślam się, że jeden z nich to na pewno ten Barthel... Od samego początku mi się nie podobał!
   Postanowiłem wejść do Kamili. Wiem, że jest nieprzytomna, ale to nic. Poprosiłem przechodzącą pielęgniarkę o pozwolenie. Na całe szczęście je otrzymałem.
   Spokojnie otworzyłem drzwi. Nagle cały obraz mi się rozmazał. Głosy dochodzące z korytarza jakby się oddalały. Przede mną rozprzestrzeniała się gęsta mgła.

*************

- Marco?
- C.. co? - wydukałem.
- Zerwałeś się, jak po jakimś horrorze! - śmiał się Aubameyang.
- Co ty mówisz?! - nic nie rozumiałem.
- Nie wiem o co ci chodzi :D
- Kamila! Przecież ona jest w szpitalu!
- Eee.. xD To Ty jesteś w szpitalu - wyjaśnił.
- Co?!
- Nie pamiętasz?
- Nie?
- No to ja Ci przypomnę - uśmiechnął się Pierre.
- Słucham.
- Zacznijmy od początku... Jutro gramy mecz. Ważny mecz. Kilka dni temu trenowaliśmy. Wszyscy strasznie się starali. Niestety treningowi sprzyjała wysoka temperatura. No i ty poległeś...
- Nie rozumiem...
- Zasłabłeś! I zapadłeś w taką krótką śpiączkę...
- O cholera... Ej.. a Kamila? Znaleźliście ją?
- Po co mieliśmy jej szukać? Chodzi do liceum. Dobrze sobie radzi.
- Czyli... Nie! Niemożliwe! Przecież ten las... Kamila...
- No! Musiałeś się nieźle narąbać tą narkozą! ;D - zaśmiał się.
- Weź...
- Ułóż to sobie w głowie, a ja pójdę po lekarza - uśmiechnął się i wyszedł.
- Żeby to jeszcze było takie proste... - burknąłem pod nosem.
   Jedynym rozwiązaniem tej sprawy był telefon do Kamili. Wyciągnąłem rękę po telefon.

***
- Auba! Nie zamierzam znów wysłuchiwać twoich głupot! Idź i poszukaj tego misia, a nie będziesz mi sie darł do słuchawki 'Houston mam problem'!- wykrzyczała Kamila.
-To ja! Marco ;d
- Marco? Przepraszam :D Nie wiedziałam, że to ty - wytłumaczyła.
- Przecież to mój telefon - zaśmiałem się.
- Ale Auba wcześniej się wydurniał... xD
- No tak...
- A jak się czujesz?
- No powiedzmy, że dobrze... Tylko mam problem z poukładaniem sobie tego wszystkiego...
- Ale czego?
- Miałem sen... I pomyliłem go z realnym życiem...
- Znam to. Często tak miewam. Kiedy wychodzisz?
- Nie wiem jeszcze... Ale powiedz mi - jak układa Ci się z Barthelem?
- W porządku, dzięki.
- To dobrze :) - a to jednak nie był sen :/
- Marco, muszę kończyć. Jak wyjdziesz to pewnie się spikniemy i się spotkamy - powiedziała.
- No okej...
- Paa
- Hej...

***

Hmmm... Dziwne uczucie :/ No cóż. Życie toczy sie dalej. Z Kamilą, czy bez...
- No proszę! Jak się pan czuje? - spytał lekarz.
- Okropnie, strasznie, źle, gorzej być nie może, moje życie legło w gruzach / wspaniale - powiedziałem.
- To świetnie! Zrobimy kilka badań i jutro będzie istniała możliwość opuszczenia szpitala - uśmiechnął się.
- Rozumiem.
- Doktorze! Potrzebna pańska pomoc! - na salę wbiegła jakaś pielęgniarka.
- Już. Zaraz do pana wrócę - powiedział i biegiem opuścił salę.
- Wyglądasz, jakbyś zleciał z piętnastego piętra, wleciał pod pociąg, z którego wszystkie cegły walnęły cię w twarz! - powiedział Auba.
- Oglądasz zdecydowanie za dużo filmów! - stwierdziłem.
- No wiem ;D Powiedz, co cię tak przybiło?
- Życie, Auba. Życie.
  Patrzył na mnie dziwnym spojrzeniem.
- Mwahahahah! Do sekty wstapiłeś?! - wybuchnął nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji.
- Tak, Auba... -_-

------------------------------
Hej, hej <3 Więc wznawiam bloga ;)) Nie mogłam bez niego żyć :D Mam nadzieję, że po tej akcji mnie nie znienawidzicie xD I tak i tak Was kocham ;3 Pozdrawiam -Emila Reus ;*








poniedziałek, 12 sierpnia 2013

17. ''TO NIE MOJA WINA!''

- Znaleźliśmy dziewczynę Martwą.
  Co?! Co on powiedział?! W moich oczach stanęły łzy, które zaraz wydostały się na zewnątrz. Agata zerknęła na mnie.  Nagle zaczęła piszczeć i płakać.
- Halo! Proszę pana! Proszę przyjechać do (…) – powiedział.

*JAKIŚ CZAS POTEM*

Nie mogliśmy się z tego otrząsnąć… Cały czas miałem w głowie słowa tego policjanta!
Po upływie jakiegoś czasu ruszyliśmy do… kostnicy. Agata cały czas płakała. Policjant nas ‘’powitał’’… Wraz z nim weszliśmy do tego mrocznego miejsca. Pracownik odkrył twarz Kamili. Agata nie chciała na to patrzeć, dlatego wcześniej schowała twarz w dłonie.
- Ale to nie jest Kamila – powiedziałem.
- Jak to? – zdziwił się policjant – Proszę zerknąć jeszcze raz.
- Ta dziewczyna to nie nasza Kamila!
  Agata odsunęła ręce od twarzy.
- Boże… Masz rację Kuba! Kamień z serca – przytuliła się do mnie, nadal jednak płacząc.
- Czyli, że ta osoba nie należy do waszej rodziny? – spytał.
- Absolutnie – powiedziałem.
- A więc przepraszamy za to całe zamieszanie. Zaraz na nowo wznowimy poszukiwania- powiedział.
- Dziękujemy. Do widzenia – powiedziałem.
- Do widzenia.
   Trochę się uspokoiliśmy, ale gdzie nasza Kamila? ;( <3

*MARCO REUS*

Ja już dłużej tak nie mogę! Nie wytrzymam w tej świadomości, że jej się coś stało! Wiem, ze policja się stara, ale to mi nie wystarcza! Postanowiłem jej poszukać… To takie dziwne uczucie… Zupełnie, jakby serce do mnie przemawiało… Wziąłem kluczyki do auta i ruszyłem w drogę. Nikomu nic nie mówiąc rozpocząłem poszukiwania. Szukałem jej w najmniejszych zakamarkach Dortmundu. Postanowiłem wyjechać po za miasto. Ulice otaczał gęsty las. Było już ciemno. Prawie nic nie mogłem spostrzec. Jednak coś we mnie jakby drgnęło i postanowiłem zobaczyć, co też kryje się w tym lesie. Zaparkowałem.  Zacząłem szukać choćby śladów.
- Debilu!
- To nie moja wina!
- Ona się nie rusza!
- I co z tego?!
- Wiejemy!
  Te głosy podsłuchiwałem kryjąc się za drzewem.
- Ale ją tu zostawisz?!
- A mam wyjście?! Nie będę trupa w samochodzie woził!
- A może ona żyje?!
- Ty to już lepiej się nie odzywaj!
Głosy się oddalały. Po chwili usłyszałem dźwięk odjeżdżającego samochodu. Pojechali. Serce mi strasznie przyspieszyło.
- Trupa? O Matko… - szybko ruszyłem przed siebie.
Moim celem był taki jakby mały schowek. Biegłem ile sił w nogach.  Ze strachem stanąłem przed drzwiami. Tysiąc rozmaitych myśli nachodziło mi do głowy. A co jeśli zastanę tam Kamilę? Przecież ja tego nie przeżyję! Otworzyłem ciężkie drzwi. W ciemnym rogu leżała blada postać. Niepewnie podszedłem bliżej.
- Nie! Nie! – łzy spłynęły po moich policzkach – Kamila! Boże! Co oni ci zrobili?! – przykucnąłem.
Sprawdziłem tętno. Biło. Słabo, ale jednak biło. Szybko zabrałem ją do samochodu. Moją misją było jak najszybsze dowiezienie Kamili do szpitala.

*W SZPITALU*

- Pomocy! – krzyknąłem, kiedy wbiegłem do szpitala trzymając nieprzytomną Kamilę na rękach.
- Spokojnie. Co się stało? – podeszła do mnie pielęgniarka.
- To moja przyjaciółka! Banda idiotów ją uprowadziła i przez długi czas trzymała jakimś schowku w lesie! Błagam! Niech ktoś zadba o to, by nic się jej nie stało! – poczułem, ze łzy mimowolnie napływają do moich oczu.
- Sekundka. Doktorze! Eva! Zabierz ją do sali! – krzyknęła do innej pielęgniarki, a sama pobiegła szukać lekarza.
Druga pielęgniarka przewiozła Kamilę do sali. Mi jednak nie było wolno tam wchodzić. Po kilku minutach do sali wbiegł lekarz. Przez to całe zamieszanie zapomniałem  powiadomić Kubę i  Agatę. Wyjąłem telefon.  00:36…  Pewnie śpią, więc  nie ma sensu ich budzić  i martwić. Powiadomię ich, kiedy będzie już coś wiadomo.

*KILKA GODZIN PÓŹNIEJ*


Wywożą  ją w tą i z powrotem na badania…
- Pan z rodziny? – spytał lekarz, kiedy wyszedł z sali.
- Tak jakby… Czy wszystko z nią w porządku?!
- Jest strasznie posiniaczona, pokaleczona… Na całe szczęście nie ma raczej żadnych obrażeń wewnętrznych. Jednakże jest strasznie przemarznięta…  Podaliśmy kroplówkę. Teraz pozostało nam czekać, aż się wybudzi. Wtedy będziemy mogli zrobić kolejne, ważne badania. 

----------------------

Taki tam dreszczyk ;DD Mam nadzieję, ze mnie nie zabijecie :D <3 Pozdrawiam ;3

KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ MNIE ♥

wtorek, 6 sierpnia 2013

16. ''JA TO MAM FARTA''

Na policji od razu zaczęły się poszukiwania. Niestety... Policja zakazała działania ''na własną rękę''. Nic z tym nie mogliśmy zrobić. Byliśmy bezradni! Zostało nam tylko czekać...

*KILKA DNI PÓŹNIEJ*

Dzień, jak co dzień... Treningi, dom, rodzina, przygnębiający brak Kamili... Agata się załamała... To już nie ta sama kobieta. Nadal ją strasznie  kocham, ale nie mogę patrzeć, jak cierpi! Pocieszam ją, jak tylko mogę. Całuję, przytulam, współczuję, KOCHAM <3 Oliwka wierzy w to, co powiedzieliśmy... Że Kamila wyjechała na ''krótki wypoczynek do koleżanki''...

*KILKA DNI PÓŹNIEJ*
(7 LISTOPAD)

- Agata?
- Tak? - spytała smutna.
- Uśmiechnij się, kochanie. Nie mogę już patrzeć na ciebie w takim stanie...
    Agata popatrzyła mi prosto w oczy. Spontanicznie opadła na kanapę i zaczęła płakać.
- Ja nie mogę! Nie potrafię! Tak bardzo ją kocham!
- Aguś... - usiadłem obok niej - tą sprawą zajmują się specjaliści.
- I co z tego?!
- Jestem pewien, że Kamila lada dzień stanie u naszych drzwi.
- Na prawdę?
- Tak - lekko się uśmiechając otarłem jej łzę i przytuliłem do siebie.
   Sam nie byłem pewien tego, co powiedziałem... Jednak muszę być silny. Moją misją jest wspieranie Agaty ;3

*KILKA DNI PÓŹNIEJ*
(13 LISTOPAD)

Wróciłem z treningu.
- Hej - pocałwoałem Agę.
- Hej ;*
- Gdzie nasz Robaczek?
- U Piszczków. - odpowiedziała.
- A co powiesz na... - moje słowa przerwał dzwoniący telefon - ja to mam farta -,-

***
- Słucham - powiedziałem.
- Dzień dobry - odezwał się znajomy głos - Z tej strony policjant Danielle Monte.
- I jak? Macie jakieś nowości? - ucieszyłem się.
- Owszem.
- Na co pan czeka?! Niech pan mówi!
- Znaleźliśmy dziewczynę. Martwą.

----------------------------

Hej <3 Tak wiem - chcecie mnie zabić ;D Ale uwierzcie mi - musiałam to zrobić... Taki mały dreszczyk emocji Wam nie zaszkodzi ;DD Dlatego też taki króciutki ;< Jutro - w kolejnym rozdziale, wszystko się wyjaśni ;** Pozdrawiam :)

KOMENTUJCIE ;3

sobota, 3 sierpnia 2013

15. "DRZWI SĄ OTWARTE"

 Kilka minut pozniej przyjechal Marco.
- Jakto wszystko sie stalo?! - spytal.
- Rano normalnie poszla do szkoly! Teraz nie odbiera telefonu! Boje sie!  - wytlumaczyla Agata ze lzami w oczach.
- A ten caly Barthel? Moze jest u niego!
- To samo stwierdzilem! - powiedzialem.
- Ale ja nawet nie wiem,gdzie on mieszka! - rozpaczala Agata.
- Nie martw sie... Ja wiem - powiedzial Marco.
- To bardzo dobrze! Jedziemy! - powiedziala.
- Kochanie? Lepiej będzie jaj zostaniesz w domu z Oliwka. Ja i Marco sobie poradzimy - powiedzialem.
- Ale...
- Kuba ma racje... - powiedzial Marco.
Ostatecznie udalo nam sie namowic Agate. Zostala. Ja i Marco pojechalismy do domu tego Barthela...
- Zapukaj - powiedzial do mnie Marco.
- Po co? Drzwi są otwarte... - zauwazylem zdzwiony.
- Ooookej... Dziwne - powiedzial Marco.
- Wchodzimy?
- No raczej - powiedzial i weszlismy do srodka.
Zaczelismy sie rozgladac po parterze.
- Kuba! Telefon Kamili - powiedzial Marco.
- O lol... Musialo sie cos stac. Ona nigdy sie nie rostaje ze swoim telefonem!
- Nie wiem, co tu jest grane, ale coraz bardziej s i e martwię...
- Rozejrzyjmy sie w reszcie domu.
Poszlismy na gore. Obydwaj weszlismy do tego samego pomieszczenia. Byla to sypialnia.
- O Jezu!- Marco zatkal twarz dlonmi.
- Nie!!!
W pokoju byl straszny balagan. Na lozku byla krew. Gdzieniegdzie lezaly brązowe wlosy Kamili.
- Czy ty myslisz, ze on... Ze ona... - nie dokonczyl Marco.
- Ja nic nie mysle! Rozumiesz?! Nie wiem, gdzie ona jest! Nie wiem,czy ona zyje! Moze ten idiota ja zabil i gdzies wywiozl?!
- Przestan! Nie chce tego slyszec! Ona musi zyc! - Marco niemaze plakal.
- Dzisiaj juz niczego nie zalatwimy! Jest juz pozno!- powiedzialem.
- Poje*alo cię?! Musimy ja znaleźć!- kierowal sie do drzwi, aby szukac Kamili.
- Marco - zlapalem go za ramie - wiem, ze ci  zalezy. Mi tez. Ale zrozum, ze teraz nic nie osiagniemy! Rano wznowimy poszukiwania.
Udalo mi sie go namowic. Pojechaliśmy do domu. Wszyscy zalamani wyczekiwalismy jutra.
*KOLEJNY DZIEN*
Juz od samego rana zajelismy sie szukaniem Kamili. Po dlugich poszukiwaniach zdecyowalismy zglosic zaginiecie na policji.

-------------------------
No heej kochani <3 I ponownie Was przepraszam za te błędy, ale jak wiecie pisałam to na tablecie -,- Dziś się nie rozpisywałam, bo chwila moment dodam na drugiego bloga pierwszy rozdział :) Serdecznie zapraszam!:) http://zdazycprzedkoncem.blogspot.com/

KOMENTUJCIE ♥

piątek, 2 sierpnia 2013

NOWY BLOG ♥

Kochani! Założyłam nowego bloga :) Myślę, ze mogę liczyć na waszą obecność na nowym blogu :) Czekam na Waszą szczerą opinię w komentarzach ;* 1 - szy rozdział dodam jutro <3 SERDECZNIE ZAPRASZAM! <3 http://zdazycprzedkoncem.blogspot.com/

14. "NIE DOMYŚLASZ SIĘ, KOCHANIE?"

*PO ODZYSKANIU PRZYTOMNOŚCI*

Obudziłam się. Rozglądałam się dookoła. Był to dom Barthela. Ale jego przy mnie jednak nie było.
- O! Widzę, ze sie obudzilas! To bardzo dobrze sie sklada! - podszedl do mnie i zaczal sciagac mi bluzke.
- Co ty robisz?! Puszczaj mnie psycholu!!! - zaczelam krzyczec wyrywajac sie mu.
Na nic niestety zdaly sie moje krzyki... Barthel osiągnął swoj cel...
*KILKADZIESIAT MINUT PÓŹNIEJ*
Lezalam na ziemi placzac. Cala bylam poobijana, pokrwawiona... Jakis czas minal, kiedy odwazylam sie wstac i skierowac do drzwi. Po prostu wrocic do domu. Barthela przy mnie nie bylo. Po tym okrucieństwie jakie zrobil zniknal... Cala zdruzgotana mialam juz chwytac za klamke.
- A gdzie to sie wybiera?! - uslyszalam glos Barthela za plecami.
- Daj mi spokoj!!!- krzyknelam jeszcze bardziej placzac.
- Nigdzie nie pojdziesz! Juz tu zostaniesz! Na zawsze! Nikt cie nie znajdzie!- uderzyl mnie.
- Znajda mnie! Albo sama uciekne! Byleby nie byc tu z toba, debilu! - zaczelam mu sie wyrywac.
- Myslisz, ze bedziesz tu przebywac?! Hahhaha! Nie jestem taki glupi! - znow mnie szarpnal i uderzyl.
- Pomocy!!!- zaczelam krzyczec caly czas placzac.
- Zamknij sie!- wzial jakis ciezki przedmiot zza siebie i uderzyl mnie nim w glowe.
*PO ODZYSKANIU PRZYTOMNOSCI*
Obudzilam sie. Juz nie bylam w domu tego kretyna... Sama nie wiem gdzie bylam. To jakies chlodne, wilgotne i ciemne pomieszczenie. Cos w stylu piwnicy, ale to na pewno nie to... Nagle drewniane drzwi sie otworzyly, a moim om ukazali sie Barthel, Daniel, Oscar, Phillip i Felix. Ci ktorych wymienilam to, to slawetne towarzystwo Barthela.
- Podoba ci sie?!- spytal Barthel - podziekuj chlopakom! To oni ci taka piekna miejscowe znalezli! - zasmiali sie.
- Czego wy ode mnie chcecie?!- plakalam.
- Nie domyslasz sie, kochanie? - spytal mnie Oscar.
- Dobra chlopaki... Daniel! Teraz twoja godzina... Potem Felix - powiedzial.
- Jasne - potwierdzili i wyszli.
  Zostalam sama z Danielem. Znow ten sam koszmar. Czy kiedyś się to skonczy?
*W TYM SAMY CZASIE*
- Gdzie ona jest?- spytala Agata.
- Moze poszla do tego swojego chlopaka?- zarzucilem.
- To raczej niemozliwe... Zawsze mi o tym mowila... Martwie sie, Kuba.
- No to moze u Marco?
- Zadzwonię do niego - powiedziala wyjmujac telefon.
*ROZMOWA TELEFONICZNA*
- Halo, Marco?
- No,co tam?
- Jest u ciebie Kamila?
- Przykro mi, ale nie. A cos sie stalo?
- Cholera no!- zalamala sie.
- Aga... Spokojnie. Co sie stalo?
- Kamila zniknela! Jest juz ta godzina (23:12) a jej nadal nie ma!
- O Boże! Agata ja zaraz będę u was! Moze razem cos wymyslimy! - powiedzial i sie rozlaczyl.
-------------------
Było 3 komentarze, wiec dotrzymałąm słowa :) Coraz wieksze zameiszanie ;DD Aaa! Zakłądam nowego bloga. Już założyłam, ale musze dopracować prolog ;* Dam Wam znać :) Tylko nie pomyślcie sobie, ze ten blog dobiega konca! Jeszcze trochę dużo sie tu wydarzy ;D

CZYTASZ? - KOMENTUJ :)

13. "Ej, ej"

*ROZPOCZĘCIE ROKU SZKOLNEGO*

Dziś ten wielki dzień. Nowa szkoła, nowi ludzie, a w moim przypadku - nowe problemy... Strasznie się stresuję, ale na szczęście jest przy mnie Barthel <3 On chodzi już trochę do tej szkoły, wiec dla niego to norma... Przyszedł po mnie rano i spacerkiem poszliśmy do szkoły. Już na samo "dzień dobry" pod szkołą stał gang "niegrzecznych" chłopaków... Tak jak w rozmaitych, kiczowatych filmach mieli na sobie skórzane kurtki, wielorybie spodnie, motory u boków, włosy postawione na żel... No i oczywiście, jak to w filmach - myśleli, ze są fajni... A, ze jaj jestem szczerym człowiekiem od razu podzieliłam sie z Barthelem opinią na ich temat ;D
- Ej? Wiesz co ci powiem? - spytałam.
- Co takiego?
- Widzisz tych kolesi? - spojrzałam na nich.
- Tak, a co?
- Mogę wyrazić szczerą opinię na ich temat?
- Dajesz ;D
- A wiec... Uważam, ze to banda tanich lamusów, która chce sie podlizać tutejszym dziewczynom.. Niestety biedni debile nie wiedzą, że się ośmieszają i są zwykłymi dupkami w skórzanych kurtkach z ciucholoan...
- Ej, ej ;D Nie zapędzaj się kotek ;D - przerwał mi.
- No, ale ja chciałam tylko..
- No wiem przecież ;D A tym samym wcale nie chciałaś urazić tych "biednych debili" ;D
- Spadaj -_- - uderzyłam go lekko/
- No weeź ;D Przecież Cię kocham ;**
- No wię <3
  Aaa! Bo wy nie wiecie! Ja i Barthel ten.. No wiecie.. Chodzimy ze sobą <3

*PO LEKCJACH*

- I jak słonko? Nie było tak źle! Mamy fajnych ludzi w klasie. Jakoś sobie poradzimy ;* - powiedział Barthel, kiedy odprowadzał mnie do domu.
- No oprócz tego, ze do naszej klasy uczęszczają ci gangsterzy to muszę przyznać ci rację :) Kocham cię - powiedziałam całujac go.
- Ja ciebie też <3 - odwzajemniał pocałunki.

*DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ*

Minęły już dwa tygodnie od rozpoczęcia roku szkolnego. Czy coś sie zmieniło? Niestety dużo ;( Pamietacie tych gangsterów z mojej nowej klasy? Ja już chyba o nich nigdy nie zapomnę... Wciagnęli Barthela w swoje dziwne życie... Przez nich on stał się całkowicie innym człowiekiem... Jest obojętny... Dziś jesteśmy już po szkole.
- Dzisiaj idziesz do mnie - powiedział, a raczej rozkazał.
- Nie idę do ciebie... Dziś się muszę poduczyć do testu z niemieckiego - powiedziałam.
- Nie słyszałaś, co powiedziałem?! Idziesz do mnie! - krzyknął.
- Co się z tobą dzieje?! Od kad zacząłeś sie zadawać z tamtymi chłopakami stałeś się zupełnie inny! Nie masz szacunku do innych! Nie potrafisz pytać, prosić tylko od razu stawiasz rozkazy! Musisz mieć to czego pragniesz! Nie pamiętam, kiedy ostatnio mi powiedziałeś, ze mnie kochasz! Zastanów sie nad swoim zachowaniem! Grupka tych pajaców zmieniła cię w idiotę! - skierowałam się w stronę mojego domu.
- Hahahaha! - zaczął sie sarkastycznie smiać - idziesz ze mna dziw**o! - zaczął mnie szarpać.
- Poje*ało cię?! Jeszcze raz mnie szarpniesz, a z nami koniec! - krzyknęłam.
- Jeszcze raz będziesz mi grozić, a pożegnasz sie ze swoją rodzinką!
- Co ty im zamierzasz zrobić?!
- Im nic, ale tobie tak!
- Chyba cię Bozia opuściła! - krzyknęłam.
- Nie pier*ol! Idziesz ze mną!!! - znów zaczął mnie szarpać.
- Zostaw mnie!!!
- Nie drzyj mordy! - uderzył mnie w twarz.
Patrzyłam na niego, jak na jakiegoś tyrana... Pierwszy raz w życiu ktoś mnie uderzył. A co najgorsze? Tym kimś jest chłopak!
- Wystraszyłaś się?! I bardzo dobrze! Nie będziesz mi się sprzeciwiać! - uderzył mnie ponownie, ale tym razem do utraty przytomności.

--------------------
Krótki i nudny ;c Wybaczcie. Musiałam zrobić takie zamieszanie, a niebawem dowiecie sie dlaczego <3 Chciałam przeprosić, ze zaniedbuję bloga ;c Ale pamietajcie, że Was kocham i Wam dziekuję, że czytacie te moje wypociny ;D ♥ Nie dodawałm długo rozdziałów, bo jak wspomniałam przed tem nie miałąm dostępu do tabletu ;( Dlatego też możecie zauważyć w tekście wiele błedów.. ;D Chcecie kolejeny? Pod postem ma być co najmniej 3 komentarze <3 Kocham Was ;3

KOMENTUJCIE ;3