sobota, 16 listopada 2013

22. POWRÓT W WIELKIM STYLU

- Jego stan jest stabilny.

Kamień z serca… Postanowiłem przedstawić tę wiadomość wszystkim. Szybko wróciłem na korytarz. Opowiedziałem im o wszystkim. Łzy nie zniknęły, ale jednak zamieniły się w łzy szczęścia.

*TRZY TYGODNIE PÓŹNIEJ*

***KAMILA***

Marco wyszedł ze szpitala tydzień temu. Nie uczęszcza na treningi. Odwiedzam Go bardzo często. Jego mama od czasu, kiedy opuścił szpital przeprowadziła się do Niego na jakiś czas, aby się Nim zaopiekować. Lubię tę kobietę. Zdaje się, że ona mnie również. Słowa Marco ‘Kocham Cię, Kamila’ poszły w zapomnienie. Nigdy nie wracaliśmy do tego tematu. Moje uczucie do Niego z dnia na dzień powiększało się.

*CZTERY TYGODNIE PÓŹNIEJ*

Marco wrócił już do treningów. Czuje się już w pełni sił.
Dziś postanowiłam pójść z nimi na trening. Na SIP przybyli nowi trenerzy. Chcą tu nabrać wprawy i rozejść się po świecie.
Kiedy chłopaki się już przebrali wyszli na murawę.
- Matko… Za dużo trenerów. Cierpię na za dużo trenerowość! – wygłupiał się Lewandowski.
- Na za dużą trenerowość to on cierpi… - powiedział Kuba patrząc na otyłego trenera (odchodząc od opowiadania – ten tekst wymyśliła moje przyjaciółka – Gabu, podczas wczorajszej fazy w szkole :D Ale ten u góry to już ja xd)
- Hahaha! – wszystkich to rozbawiło.
- Brakuje mi Łukasza w tych przypałach… - westchnęłam.
- Coś mówiłaś?
  Odwróciłam się do tyłu.
- Łukaaaasz! – rzuciłam się mu na szyję.
- Co Ty tu robisz ? – spytał ze smilem Lewy.
- Też się cieszę, że cię widzę – zaśmiał się Łukasz.
- Nie to miałem na myśli xD Cieszę się, że wróciłeś, ale przecież to za wcześnie na powrót – przybił piątkę z jak zwykle uśmiechniętym Łukaszem.
- Brakowało mi widoku waszych mord, więc jestem :D
   Wszyscy zaczęli się witać z naszym obrońcą. Kiedy chłopaki rozpoczęli trening, ja i Łukasz udaliśmy się na trybuny i zaczęliśmy nadrabiać rozmowę. Długo się nie widzieliśmy, ponieważ Łukasz razem z Ewą i Sarą wyjechali do Polski, do rodziców Piszczka. Opowiedziałam mu wszystko.
- (…) Brakowało mi Cię – przyznałam.
- Aww *.* Tuuulimyyy ;D – przytulił mnie.
- Kiedy wrócisz do treningów? – spytałam.
- Rozmawiałem z lekarzem i w takich lekkich treningach będę mógł uczestniczyć już za tydzień – uśmiechnął się.
- Powrót w wielkim stylu :D – powiedziałam.
- No jasne J

Jeżeli chodzi o zwierzanie się lub szukanie porad, to Łukasz Piszczek i Kuba Błaszczykowski są osobami najbardziej odpowiednimi do wysłuchania i doradzenia. Za to ich kocham.
Zdawało mi się, że Marco cały czas na nas zerkał. Łukasz też to zauważył.
- A Ty nadal coś do niego czujesz, no nie? – szturchnął mnie uśmiechając się.
- Proszę Cię… Ja nigdy do Niego nic nie czułam – skłamałam.
- Kłamczysz młoda! – zaczął mnie łaskotać.
- Przestań! – śmiałam się.
- Ale tylko jak przyznasz, że kochasz Marco! – śmiał się.
- Nigdy!
- Jak wolisz! :D
- Dooobra! Już! Koniec!
- No to czekam!
- Kocham Marco! – wykrzyczałam.
   Łukasz momentalnie przestał mnie łaskotać, a wszyscy z murawy zwrócili wzrok w moją stronę. Nawet Marco.
- Hahahaha :D Niezręcznieee xD – Łukasz śmiał się jak opętany. Ta cała sytuacja go strasznie bawiła…
- Idioto… Zapłacisz mi za to! Wszystko przez Ciebie! – powiedziałam z zaciśniętymi zębami cały czas patrząc na te wszystkie twarze skierowane w moją stronę.
- Kamila okiełznaj się :D Przecież to jest śmieszne! – zaczął się jeszcze bardziej śmiać.
- Śmieszny to będzie zaraz odcisk mojego buta na Twojej mordzie! – wkurzyłam się, ale jednak kiedy chciałam go choćby lekko szturchnąć on piszczał jak mała dziewczynka, przez co nie mogłam być poważna i za każdym razem wybuchałam śmiechem…
- Wracamy do treningu! –usłyszałam Jurgena. Jezu! Kocham tego człowieka! :D
- Jesteś głupi jak but z lewej nogi, Piszczek! – powiedziałam.
- Drobna uwaga - ale ja bym wolał być prawym… - żartował sobie ze mnie.
- Ugh… -.-
- Haha ;D – znów ten śmiech…
- Nienawidzę Cię… - burknęłam.
- I tak każdy wie, że mnie kochasz ;*
- Nie wyprowadzaj mnie  z równowagi. – ostrzegłam.
- A, co jeśli wyprowadzę? – zaczął się ze mną drażnić.
- Pogadamy inaczej…
- Chcesz mnie bić?! Oo Matkoo..! Nie przeżyję tego! – zaczął się śmiać – przecież niedopuszczalne jest to, żeby…

W związku z tym, że zaczął mnie wkurzać, moja ręka odmówiła mi posłuszeństwa i uderzyła go w nos xD

Spojrzał na mnie zdziwiony.

- Hahaha :D – zaczęłam się śmiać.
- Ty tak potrafisz? O.o
- A chcesz się przekonać o tym drugi raz? – zaśmiałam się.
- Nawet mocną masz tą pięść… - zaczął gładzić się po czerwonym nosie.
- No to jesteśmy kwita :D
- Ale przecież wiesz, że ja żartowałem! Przecież wiesz, że cię kocham! – nie mógł się powstrzymać i zaczął się śmiać.
- Dobra… A teraz jak ja to wszystko wytłumaczę Marco? – zaczęłam się martwić najważniejszym problemem.
- Eee… Powiesz mu prawdę?
- No chyba cię pogięło…
- Czemu nie chcesz wyznać mu swoich uczuć?
- Bo się boję..
- Przecież sama mówiłaś, że w szpitalu powiedział, że Cię kocha!
- To było siedem tygodni temu!
- I co z tego? Uczucia nie zanikają z dnia na dzień – powiedział.

W sumie to on ma rację… Zamilkłam.. Patrzyłam jak trenują.

- To jak? Powiesz mu?
- Powiem…
- No wreszcie! A co? – uśmiechnął się.
- Że jesteś mega głupi i kazałeś mi to wykrzyczeć. – popatrzyłam na niego.
- Nie tak miało być… Zrozum, że widać, jak na siebie patrzycie, jak zachowujecie się w stosunku do siebie… Każdy wie, że wy coś do siebie czujecie. Coś więcej.
- Zajmę się tym sama… Dzięki ;)
- Przecież wiesz, że nie ma za co J

Po treningu Marco podszedł do mnie. Serce biło mi jak szalone.

- Kamila, czy... - zaczął coś mówić.
- Nie Marco. Łukasz zmusił mnie, żebym to powiedziała. Możesz być spokojny - nic do Ciebie nie czuję ;) - powiedziałam wszystko za pomocą jednego oddechu.
- Chciałem spytać tylko, czy miałabyś ochotę na.... - w pewnym momencie tak jakby zapomniał, co miał powiedzieć - dobra :) Nieważne. Do zobaczenia :)
- Czekaj. Ochotę na co? - spytałam.
- Bardzo się spieszę. Wybacz. Porozmawiamy kiedy indziej :)

Odszedł. Jaka ja byłam głupia... Czemu nie powiedziałam prawdy? Ugh! Po powrocie do domu zamknęłam się w pokoju i zaczęłam słuchać muzyki. Minęło kilka godzin zanim podjęłam odpowiednią decyzję. Powiem mu. Powiem mu o moich uczuciach.

-------------------------------------------
Hej <3 Kolejnego rozdziału możecie się spodziewać już w poniedziałek ;3
Gorąco pozdrawiam ;*

KOMENTUJCIE <3

niedziela, 29 września 2013

21. OSTATNIE SŁOWA?

- Jeśli pojedziesz to możesz już nie wracać, bo wtedy będzie koniec naszego związku. Więc wybieraj - albo ja, albo ten twój Marco.

Popatrzyłam na niego. Po chwili namysłu powiedziałam:
- Dla mnie ważniejszy jest prawdziwy przyjaciel, niż chłopak zapatrzony tylko i wyłącznie w siebie.

Po tych słowach wsiadłam w samochód i odjechałam. Przez całą drogę do Dortmundu płakałam. Bałam się, abym nie dotarła za późno. Nawet nie chcę o tym myśleć!

Dotarłam na miejsce. Pospiesznym ruchem wyszłam z auta. Wbiegłam do szpitala. Wszystkie pielęgniarki mnie ignorowały... Nie mogłam więc spytać, gdzie znajduje się Marco. Postanowiłam szukać 'na własną rękę'. Nie było to trudne, ponieważ w jednym z korytarzy przesiadywała niemalże cała Borussia. Tak- wszystkim łezka kręciła się w oku.

Popatrzyłam na nich.Oni na mnie. W tym momencie popłakałam się jeszcze bardziej. Zobaczyłam te smutne oczy kapitana reprezentacji Polski.Wszyscy płakali, ale jednak on wyglądał najgorzej. Auba mimo tego, że gra w BVB od niedawna, zdążył się przywiązać do Marco.

Obecność jednej osoby na poczekalni zdziwiła mnie najbardziej. Był to Mario Götze. Jego szklane oczy wspominały czasy spędzone u boku swego przyjaciela. Kiedy Mario przeprowadził się do Monachium z Marco nie utrzymywali już takiego dobrego kontaktu, jak dawniej. Spotykali się, ale nie dość często. Jednak swoją obecnością Mario udowodnił ile Marco dla niego znaczy. 

Złapałam pierwszego lepszego lekarza.
- Czy mogę wejść? - nawet wtedy nie udało mi się powstrzymać łez.
- Przykro mi, ale nie - powiedział i odszedł obojętnie.

Poczekałam tylko, aż opuści ten korytarz. Ostatni raz spojrzałam na moich przyjaciół. Jednym ruchem otworzyłam drzwi do sali, w której leżał Reus. Już nawet nie próbowałam powstrzymać łez... Wiedziałam, że to bezsensu.

Usiadłam obok niego. Cały czas płakałam. Złapałam go za bladą rękę. On otworzył oczy ostatkiem sił. Zobaczył, że to ja. Lekko się uśmiechnął. Chciałam powiedzieć mu coś ważnego, lecz gula w gardle mi na to nie pozwalała.

On cały czas patrzył na mnie przymrużonymi oczami. Nawet wtedy były piękne. Mimo baku sił - uśmiechał się.

- Kocham Cię, Kamila - wydukał cichuteńko. (wyglądało to tak,jak na obrazku, lecz to on leżał na łożu śmierci ;( )
- Ja Ciebie t... - moje słowa zalane łzami przerwał dźwięk respiratora.

Dłoń Marco zsunęła się z mojej dłoni. Zamknął oczy.


- Aaaa! - zaczęłam piszczeć płacząc. 
Czy to już koniec?! Czy on nie żyje?! Nie! To niemożliwe!
- Proszę wyjść! - za ramiona złapała mnie pielęgniarka, która wraz z innymi pielęgniarkami oraz lekarzami wbiegła do sali.
- Nie! Proszę go uratować! On musi żyć! - mimo tego, że pielęgniarka ciągnęła mnie do wyjścia ja cały czas płakałam i spoglądałam na Marco. Nie wiem, czy żywego.
- Proszę wyjść!!! - powtórzyła ostrzej.

Wypchnęła mnie z sali zamykając za sobą drzwi. Wszyscy wstali, kiedy mnie zobaczyli. Ja płacząc zsunęłam się z drzwi popadając w histerię.

Nigdy, ale to nigdy nie czułam takiego bólu. Wszyscy piłkarze mieli ozdobione łzami policzki. Patrzyli w szklaną szybę, w której widzieli, jak lekarze próbują ratować Marco. Ja nadal siedząc i płacząc pod drzwiami nie mogłam zrozumieć tego, czemu tak postąpiłam. Jak? Straciłam tyle czasu na tego idiotę Barthel'a! W głowie huczały mi być może OSTATNIE słowa Marco. ''Kocham Cię, Kamila'...Nie mogłam się od tego uwolnić! To nie daje mi spokoju! Nie mogę uwierzyć, że ostatnio prawie wcale nie rozmawialiśmy! Nie daruję sobie mojego postępowania! On ciągle się mną interesował. Byłam dla niego bardzo bliska! A ja? Dostrzegam to dopiero teraz! Siedząc pod salą, w której on umiera! 

- Kamila! Czy on? Czy on nie..? - wydukał Kuba przez wielkie łzy.
  Uniosłam lekko głowę do góry. Nie odważyłam się powiedzieć nic. Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Wtedy za równo Kuba, jak i wszyscy zrozumieli, że nie jest dobrze.

*JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ*
*Narracja 3-osobowa*

Oczy miała spuchnięte od ciągłego płakania. Cały czas miała w  głowie jego głos, jego oczy, jego uśmiech. JEGO. Nie mogła zrozumieć, czemu tak postąpiła.

Siedziała już obok piłkarzy.

Kilka minut później z sali wyszli lekarze i dwie pielęgniarki. Wszyscy wstali. Bez wyjątku. Jednak lekarze przeszli obok nich obojętnie. Co to miało znaczyć?

Robert Lewandowski rzucił szybkie spojrzenie na swoich przyjaciół i bez słowa pognał za lekarzami.

- Przepraszam! - zaczepił jednego z nich.
- Słucham? - odwrócił się.
- Czy mógłby pan mi powiedzieć w jakim stanie jest mój przyjaciel? I czy on w ogóle żyje? - powiedział zdenerwowany.
- Jego stan jest stabilny.

--------------------------------------
Witam Was po dłuuugiej przerwie ;(( <3 Niestety ostatnio miałam bardzo mało czasu ;( Szkoła... No i do tego dochodziły jeszcze sprawy rodzinne i choroba :/ Oj no nieważne.. Same rozumiecie :) <3 Tak czy inaczej nie zapomniałam o Was! <3 Będę starać się dodawać częściej rozdziały, ale nic nie obiecuję ;/

Dostałam ostatnio 'pytanie' na ask'u :) Informowało mnie ono o tym, że przez to, iż nie dodaję często rozdziałów straciłam czytelniczkę... Nie będę się rozpisywać na ten temat. Powiem krótko - jeżeli macie życzenie czytać to, co ja tu piszę to proszę bardzo :) Ja nikogo nie zmuszam. Ale jeśli robicie to na takiej zasadzie, jak tamta osoba to nie czytajcie go wcale. Będzie mniej przykrości :) To chyba zrozumiale, że nie żyję tylko tym blogiem :) Mam też prywatne życie, które ostatnio wymagało więcej czasu :P

W kwestii rozdziału - naciągany ;/

KOCHAM WAS! <3 DZIĘKUJĘ TYM, KTÓRZY SĄ ;3 MIMO, ŻE CZĘSTO NIE DODAJĘ ROZDZIAŁU, CZYTAM WASZE BLOGI ! <3

KOMENTARZE MILE WIDZIANE <3




09:17

niedziela, 1 września 2013

20. WARUNEK

- Jedziemy? - spytał.
- Jedziemy :)

Wyszliśmy z domu. Wsiedliśmy do auta. Do rodzinnej wsi Barthela jechało się około dwie godziny. Przez całą drogę, którą dotychczas przebyliśmy niemalże milczeliśmy. Ja zapatrzona w szybę myślałam tylko o Marco. Czułam się okropnie z myślą, że go nie odwiedziłam... Niby jestem jego przyjaciółką, a nie wiem nawet jak się czuje... Bez sensu! Gdyby tylko odebrał ten telefon... Z pewnością bym tam teraz była!

- O czym tak myślisz? - spytał Barthel prowadząc samochód.
- O niczym - sztucznie się uśmiechnęłam.
- Przecież widzę - postawił na swoje.
- Po prostu bardzo się cieszę, że będziemy bawić się razem z twoimi rodzicami przez calutki weekend :)
- Kocham Cię ;* - pocałował mnie.
- Ja Ciebie też - uśmiechnęłam się.

Po wypowiedzeniu tych słów poczułam dziwne ukucie w środku... Czułam się fałszywie... Nie byłam pewna swoich słów. Nie płynęły one prosto z serca, jak kiedyś... To pewnie tylko przejściowe! Każdy związek to przeżywa. Tak, jestem tego pewna :)

Jakiś czas potem dotarliśmy na miejsce. Na miejscu rodzice Barthela przywitali nas cieplutko. Znali mnie. Nie przyjechałam tu po raz pierwszy. Myślę, że mnie nawet lubią. To bardzo ważne dla mnie. Bowiem będzie potrzebne to mi i Barthelowi podczas naszych przyszłych relacji. Wsparcie rodziny w naszym związku jest potrzebne.

Po przyjeździe i przywitaniu mama Barthela strasznie się cieszyła.

- Wchodźcie na obiad dzieci! - zaprosiła szczerym uśmiechem pani Cleo.
- Piękna z was para - wtrącił zafascynowany pan Julian.
- Dziękujemy - uśmiechnęłam się.

Weszliśmy do środka. Przy stole siedziało już rodzeństwo Barthela. Pochodził z dużej rodziny. Ma dwie starsze siostry (bliźniaczki) - Tinę i Loren (22 l.); siostrę (15 l.) - Clementine; 8 - letniego brata - Mitchela oraz Mariln, Ryan, Olla i Xenogene. Czwórka ostatnich dzieci (dwie dziewczynki i dwóch chłopców) to dzieci zmarłej siostry mamy Barthela. Ojciec ich opuścił. Matka została postrzelona w pracy. Marlin ma 15 lat, Ryan 11, Olla 4, a Xenogene 2. Pani Holly (mama dzieci) zmarła, gdy Xenegoene miał zaledwie pół roczku. Ojciec opuścił ich, kiedy dowiedział się, że jego żona jest w ciąży po raz czwarty. Zrezygnowani rodzice Barthela zaadoptowali czwórkę dzieci. Wszystkich ich znam ;)

Kiedy weszłam do jadalni, cała ósemka spojrzała na mnie. Z wszystkimi miałam dobry kontakt, lecz najlepszy dzierżyłam z małą Ollą.

Kiedy dziewczynka mnie ujrzała, momentalnie - bez słowa, zerwała się z krzesła i przybiegła do mnie wyciągając rączki, które miały oznaczać to, że chce, abym wzięła ją na ręce. Olla jest śliczną dziewczynką <3 Jej wygląd od razu przyciąga wzrok.

- Hej, Maleńka - pocałowałam ją w czółko, kiedy wskoczyła mi na ręce.
- Czemu tak długo cie nie było? - spytała półdziecięcą mową.
- Miałam dużo spraw na głowie - uśmiechnęłam się.
- Ale teraz już nie masz - stwierdziła.
- Skąd wiesz? :)
- Bo widze - spojrzała na moją głowę.
- Hahaha! ;D Uwielbiam Cię, Perełko <3

Zasiedliśmy do stołu. Przywitałam się z resztą dzieci. Tina długo z nami nie posiedziała... Jej narzeczony przyjechał i zabrał do siebie. Loren porozmawiała ze mną chwilkę i pojechała odebrać swoje dziecko od niani. Niedawno wróciła z pracy i nie zdążyła tego zrobić. Musiała pomóc mamie Barthela przy obiedzie.  Loren nie mieszka z rodzicami. Mieszka w Frankfurcie oddalonym od tej wsi o 20 kilometrów, wraz ze swoim mężem i synkiem.

Moją uwagę przyciągnęły Clementine i Mariln. Obydwie mają po piętnaście lat. Jednak bardzo zmieniły się od mojej ostatniej wizyty. Wtedy były poważne. Teraz strasznie się rozbrykały. Może to przez ten wiek? Buzie im się nie zamykają ;D

Mitchel i Ryan snuli jakieś plany włamania do pokoju Tiny :D

Xenogene, który jeszcze nie potrafił chodzić, zasnął na rękach mojego chłopaka :)

Olla, zaś cały czas siedziała na moich kolanach opowiadając mi jakieś niestworzone historyjki <3

Po obiedzie pomogłam sprzątać pani Cleo. Myłyśmy naczynia. Barthel siedział obok. Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu.

- Przepraszam. Musze odebrać - powiedziałam wycierając ręce.
- Jasne - uśmiechnęła się mama Barthela.

Spojrzałam na wyświetlacz. Auba! Wyszłam z kuchni. Zamknęłam się w toalecie - tylko tam nie było dzieci.

***
- Auba, czemu nie odbie...
- Marco jest w ciężkim stanie - przerwał.
- Przestań żartować!
- Wcale nie żartuję. Radzę Ci teraz przyjechać, bo potem może być już za późno - kiedy usłyszałam jak łamie mu się głos zrozumiałam, że to nie żarty...
- Podaj mi adres!
- (...)
- Będę za kilka godzin!
- Czemu dopiero za kilka godzin?
- Jestem na wsi... Kończę. Widzimy się za kilka godzin - powiedziałam z wielką gulą w gardle.
- Nie płacz - poznał to po moim głosie.
***
Zdezorientowana opuściłam łazienkę. Szybko udałam się do kuchni. Spojrzeli na moje szklane oczy. Mama Barthela otwierała już buzię, aby coś powiedzieć. Ja jednak ją uprzedziłam.

- Mój przyjaciel jest w ciężkim stanie - wydukałam. Poczułam, że łza spłynęła po moim policzku.
- Ten Marco? - spytał.
- Tak mi przykro - mama Barthela przytuliła.
- Muszę wrócić do Dortmundu - powiedziałam, kiedy wyrwałam się z jej objęć.
- Nie pozwalam ci - powiedział Barthel.
- Nie mam wyjścia - spojrzałam na niego i wybiegłam z domu.

Barthel szybko za mną pobiegł.
- Pojedziesz tam?
- Tak.
- Nie możesz!
- No to patrz! - ruszyłam w stronę samochodu (był to mój samochód. Barthel ma własny, ale oddał go do naprawy. Przyjechaliśmy tu moim.)

Kiedy otwierałam drzwi od auta, Barthel złapał mnie za rękę.

- Jeśli pojedziesz, możesz tu już nie wracać. Bo wtedy będzie koniec naszego związku. Więc wybieraj - albo ja, albo ten Marco .

-------------------------------------

Siemka! ;D Mam dziś dobry humor ;3 Dziś mecz BVB! Oglądam Go z moją przyjaciółką, a Wy? <3 Jutro szkoła ;(( Ehh.. No cóż :/ W następnym rozdziale dowiecie się, co postanowiła Kamila :)

UWAGA!!!

Nie dodam kolejnego rozdziału, jeśli pod tym postem nie pojawi się co najmniej 6 komentarzy! Podczas mojej nieobecności wyświetlalność tego bloga spadła. Nie komentujecie tak dobrze, jak kiedyś i nie wiem czy będzie sens prowadzenia tego bloga dalej ;(( Przyszłość dalszych losów Kamili, Marco i Barthela zależy od Was, ponieważ Wasze komentarze motywują mnie do działania, a ich brak? No niestety... Nasuwa mi na myśl wiele nieprzyjemnych wniosków :/

Tak czy inaczej - Kocham Was <3 ;D

Pozdrawiam - Emila Reus <3

JEŚLI JUŻ POFATYGOWAŁEŚ SIĘ, ABY TU WEJŚĆ - ZOSTAW PO SOBIE ŚLAD W POSTACI KOMENTARZA :)

sobota, 31 sierpnia 2013

19. ''PREPROSINY''

*KAMILA*

Postanowiłam, że odwiedzę dziś Marco. Głupio by było tego nie zrobić… Przecież się przyjaźnimy. Kiedy wróciłam ze szkoły udałam się do sklepu. Chciałam kupić mu co nie co, bo dobrze wiem, że on strasznie nie lubi szpitalnego jedzenia J Kupiłam kilka produktów. Wróciłam do domu. A no właśnie… Odkąd jestem z Barthelem mieszkamy razem. To nas do siebie zbliżyło. Co na to Agata i Kuba? Praktycznie nic… Widują mnie niemalże codziennie więc są spokojni.

Otworzyłam drzwi. Bartel urzędował w kuchni.

- Hej – odezwałam się ściągając kurtkę i buty.
- Hej – odpowiedział z kuchni.
  
Weszłam dalej.

- Co robisz? – uśmiechnęłam się  zaglądając w ‘’robótki’’ mojego chłopaka.
- Niespodziankę – pocałował mnie <3
- Nie powiesz mi?
- Eee… Nie ;D
- No dobra – uśmiechnęłam się – poczekam.
   

Barthel znów powrócił do pracy. Ja oparta o blat niby przyglądałam się temu, co robi Barthel, a jednak myślałam o Marco. Kiedy trafił do szpitala nawet go nie odwiedziłam… Byłam pochłonięta nauką… Głupio mi. Dlatego zamierzam dziś go odwiedzić.

- O czym tak myślisz? – spytał uśmiechnięty Barthel.
- Bo wiesz… Mój przyjaciel – Marco trafił do szpitala kilka dni temu… Głupio mi, bo go nawet nie odwiedziłam. Dziś do mnie zadzwonił. Myślę, że powinnam pójść do szpitala dziś. – wyjaśniłam.
- Nie możesz – powiedział.
- Czemu? – popatrzyłam na niego.
- Dziś jedziemy do moich rodziców na wieś. Zapomniałaś?
- No tak… Dziś piątek… Cholera! Nie możemy tego przesunąć?
- Mama strasznie się nastawiła na nasz przyjazd – powiedział nie przerywając pracy.
- Ale mi strasznie zależy na tym, żeby go odwiedzić…
- Niedługo wyjdzie ze szpitala. Z pewnością nie potrzebuje tam twojej obecności. Są przy nim przyjaciele i pewnie rodzina – powiedział.
- Ja też się z nim przyjaźnię – wtrąciłam.
- Więc skoro się przyjaźnicie, on powinien zrozumieć to, że miałaś ważniejsze sprawy na głowie, niż jakieś odwiedziny w szpitalu…
- To nie są ‘jakieś odwiedziny w szpitalu’… Martwię się o niego.
- Przestań…
- Czemu nie potrafisz zrozumieć tego, że strasznie mi zależy na tym, aby go odwiedzić?! – poniosło mnie i krzyknęłam.
- Bo ty nie potrafisz zrozumieć tego, że mi zależy na odwiedzeniu rodziców! Rodzina jest chyba ważniejsza od przyjaciela!
- Marco jest częścią mojej rodziny – spojrzałam mu prosto w oczy i chwilę potem wyszłam z kuchni.

To karygodne, że on nie potrafi mnie zrozumieć! Skoro jest moim chłopakiem, powinien rozumieć mnie jak nikt inny… Tym czasem jest inaczej… Udałam się do garderoby. Postanowiłam się przebrać i wyjść na jakiś samotny spacer… Ostatecznie ubrałam to. Nic nie mówiąc Barthelowi wyszłam z domu. Chłodny wiatr kołysał drzewa. Jesień. Deszczowe chmury wisiały w powietrzu. 

Moim celem było jedno miejsce. Strasznie kochałam tam przebywać. Dawno tam nie byłam... Ostatni raz - w lato, kiedy byłam bliżej Marco. Dotarłam. Zawsze kiedy patrzę na to miejsce przypominają mi się chwile spędzone z Marco. Zaczyna mi tego brakować. Zawsze byliśmy tu razem. To właśnie jest to nasze ulubione miejsce w Dortmundzie. 

Stanęłam na moście. Patrzyłam w wodę. Coraz bardziej odczuwałam brak obecności Marco. Jedna łza, której nie byłam w stanie zatrzymać spłynęła po moim policzku. Może to z tęsknoty? Szybko ją otarłam. Nagle uświadomiłam sobie, że w tym momencie mogłabym być przy Marco. Uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy. Postanowiłam to zrobić. Niestety moją radość szybko przewiała świadomość, że nie wiem, w którym szpitalu leży mój przyjaciel. Zsunęłam się i oparta o barierkę usiadłam tyłem do wody. Postanowiłam zatelefonować do Marco. Wybrałam numer. Niestety nie odbierał. Potem wybrałam numer Pierre'ego. Także brak odpowiedzi. Po kilku nieudanych próbach dałam sobie spokój. Zrezygnowana zapatrzyłam się w niebo. Miało typowy, jesienny wygląd. Moje przemyślenia przerwał telefon. Przez chwilę, zanim spojrzałam na wyświetlacz miała nadzieje, że to Marco, bądź Pierre. Niestety, myliłam się. To Barthel.

***
- Tak? - powiedziałam z nadzieją, że nie pozna drżenia mojego głosu.
- Kamila... Chciałem Cię przeprosić. Źle postąpiłem. Przepraszam.
- Nie szkodzi... Ja też chciałam przeprosić... - wyznałam.
- Kocham Cię, Kami <3
- Ja Ciebie też - odpowiedziałam.
- Gdzie jesteś?
- Już wracam - powstałam i ruszyłam w drogę powrotną.
- To świetnie. Ile zajmie Ci droga powrotna? Mama pyta, kiedy wyjedziemy.
- Kilkanaście minut - powiedziałam.
- No wiec czekam - powiedział.
- Dobrze :)

***

Owszem, chcę odwiedzić Marco, ale skoro on nie odbiera i nie wiem, gdzie jest, co mam robić? Pojadę razem z Barthelem. Co prawda, może chamsko zachował się, ponieważ tak jakby mi rozkazał, że mam z nim pojechać, ale i tak go kocham <3 Po za tym - nabrałam chęci, aby odwiedzić rodziców Barthela. 

Doszłam do domu. Unosiła się tam woń świeżej szarlotki.

- Jestem! - oznajmiłam.
- Chodź. pomożesz mi - usłyszałam miły głos Barthela.
- Idę - z uśmiechem weszłam do kuchni.
- Zapakuj proszę ciasto do tego pojemnika - dał mi naczynie.
- Okej - zrobiłam, co mi kazał.

Kiedy skończyliśmy byliśmy gotowi do drogi.

- Jedziemy? - spytał.
- Jedziemy :)

----------------------

Witam <3 Znów troszkę namieszałam :)) Informuję Was, że postać Barthela zostałą dodana do zakładki 'BOHATERZY ;)' (Zdjęcie przypadkowe ;p)

SPRAWA!

Bardzo długo nie było mnie na bloggerze ;c Teraz staram się nadrabiać tę nieobecność :) Jednakże przez te kilka miesięcy nieobecności, wyświetlenia na moim blogu były dostosowane do dodawania moich rozdziałów (a, jak każdy wie - rzadko kiedy dodawałam ;( ) Tak więc mam do Was ogromną prośbę! Czy moglibyście/mogłybyście zareklamować mojego bloga? Będę wdzięczna <3

POZDRAWIAM ~ Emila Reus ;3

ZACHĘCAM DO KOMENTOWANIA I OBSERWOWANIA <3


piątek, 30 sierpnia 2013

18. "Houston mamy problem!''

- Rozumiem. Dziękuję - powiedziałem.
   Lekarz poszedł do innych pacjentów. Ja opadłem na siedzenie. Stwierdziłem, że jednak powiadomię Agatę i Kubę. Za pomocą telefonu napisałem sms'a do Kuby.

*Kamila jest w szpitalu. Nie martwcie się. Cały czas przy niej jestem*

Za zaledwie kilka sekund usłyszałem dzwonek mojego telefonu.

***
- Halo?
- Marco! Który to szpital?!
- Kuba! Uspokój się. Przecież słychać po głosie, że jesteś strasznie zmęczony! I tak i tak teraz jest nieprzytomna, więc nie ma sensu, żebyście się błąkali po nocy...
- Nie ma mowy!
- Obiecuję, że gdy będzie coś wiadomo od razy dam wam znać. Teraz nawet z lekarzem spokojnie nie pogadasz.
- Ale wszystko z nią w porządku? - powiedział już spokojniej.
- Tak...
- Ale z samego rana przyjeżdżamy!
- Dobrze.
- Informuj nas na bieżąco.
- Zrozumiałem, a teraz śpij spokojnie.
   Kuba się rozłączył. Strasznie się martwił od samego początku. Jednak jedno nie dawało mi spokoju... Kim byli ci mężczyźni? Domyślam się, że jeden z nich to na pewno ten Barthel... Od samego początku mi się nie podobał!
   Postanowiłem wejść do Kamili. Wiem, że jest nieprzytomna, ale to nic. Poprosiłem przechodzącą pielęgniarkę o pozwolenie. Na całe szczęście je otrzymałem.
   Spokojnie otworzyłem drzwi. Nagle cały obraz mi się rozmazał. Głosy dochodzące z korytarza jakby się oddalały. Przede mną rozprzestrzeniała się gęsta mgła.

*************

- Marco?
- C.. co? - wydukałem.
- Zerwałeś się, jak po jakimś horrorze! - śmiał się Aubameyang.
- Co ty mówisz?! - nic nie rozumiałem.
- Nie wiem o co ci chodzi :D
- Kamila! Przecież ona jest w szpitalu!
- Eee.. xD To Ty jesteś w szpitalu - wyjaśnił.
- Co?!
- Nie pamiętasz?
- Nie?
- No to ja Ci przypomnę - uśmiechnął się Pierre.
- Słucham.
- Zacznijmy od początku... Jutro gramy mecz. Ważny mecz. Kilka dni temu trenowaliśmy. Wszyscy strasznie się starali. Niestety treningowi sprzyjała wysoka temperatura. No i ty poległeś...
- Nie rozumiem...
- Zasłabłeś! I zapadłeś w taką krótką śpiączkę...
- O cholera... Ej.. a Kamila? Znaleźliście ją?
- Po co mieliśmy jej szukać? Chodzi do liceum. Dobrze sobie radzi.
- Czyli... Nie! Niemożliwe! Przecież ten las... Kamila...
- No! Musiałeś się nieźle narąbać tą narkozą! ;D - zaśmiał się.
- Weź...
- Ułóż to sobie w głowie, a ja pójdę po lekarza - uśmiechnął się i wyszedł.
- Żeby to jeszcze było takie proste... - burknąłem pod nosem.
   Jedynym rozwiązaniem tej sprawy był telefon do Kamili. Wyciągnąłem rękę po telefon.

***
- Auba! Nie zamierzam znów wysłuchiwać twoich głupot! Idź i poszukaj tego misia, a nie będziesz mi sie darł do słuchawki 'Houston mam problem'!- wykrzyczała Kamila.
-To ja! Marco ;d
- Marco? Przepraszam :D Nie wiedziałam, że to ty - wytłumaczyła.
- Przecież to mój telefon - zaśmiałem się.
- Ale Auba wcześniej się wydurniał... xD
- No tak...
- A jak się czujesz?
- No powiedzmy, że dobrze... Tylko mam problem z poukładaniem sobie tego wszystkiego...
- Ale czego?
- Miałem sen... I pomyliłem go z realnym życiem...
- Znam to. Często tak miewam. Kiedy wychodzisz?
- Nie wiem jeszcze... Ale powiedz mi - jak układa Ci się z Barthelem?
- W porządku, dzięki.
- To dobrze :) - a to jednak nie był sen :/
- Marco, muszę kończyć. Jak wyjdziesz to pewnie się spikniemy i się spotkamy - powiedziała.
- No okej...
- Paa
- Hej...

***

Hmmm... Dziwne uczucie :/ No cóż. Życie toczy sie dalej. Z Kamilą, czy bez...
- No proszę! Jak się pan czuje? - spytał lekarz.
- Okropnie, strasznie, źle, gorzej być nie może, moje życie legło w gruzach / wspaniale - powiedziałem.
- To świetnie! Zrobimy kilka badań i jutro będzie istniała możliwość opuszczenia szpitala - uśmiechnął się.
- Rozumiem.
- Doktorze! Potrzebna pańska pomoc! - na salę wbiegła jakaś pielęgniarka.
- Już. Zaraz do pana wrócę - powiedział i biegiem opuścił salę.
- Wyglądasz, jakbyś zleciał z piętnastego piętra, wleciał pod pociąg, z którego wszystkie cegły walnęły cię w twarz! - powiedział Auba.
- Oglądasz zdecydowanie za dużo filmów! - stwierdziłem.
- No wiem ;D Powiedz, co cię tak przybiło?
- Życie, Auba. Życie.
  Patrzył na mnie dziwnym spojrzeniem.
- Mwahahahah! Do sekty wstapiłeś?! - wybuchnął nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji.
- Tak, Auba... -_-

------------------------------
Hej, hej <3 Więc wznawiam bloga ;)) Nie mogłam bez niego żyć :D Mam nadzieję, że po tej akcji mnie nie znienawidzicie xD I tak i tak Was kocham ;3 Pozdrawiam -Emila Reus ;*








poniedziałek, 12 sierpnia 2013

17. ''TO NIE MOJA WINA!''

- Znaleźliśmy dziewczynę Martwą.
  Co?! Co on powiedział?! W moich oczach stanęły łzy, które zaraz wydostały się na zewnątrz. Agata zerknęła na mnie.  Nagle zaczęła piszczeć i płakać.
- Halo! Proszę pana! Proszę przyjechać do (…) – powiedział.

*JAKIŚ CZAS POTEM*

Nie mogliśmy się z tego otrząsnąć… Cały czas miałem w głowie słowa tego policjanta!
Po upływie jakiegoś czasu ruszyliśmy do… kostnicy. Agata cały czas płakała. Policjant nas ‘’powitał’’… Wraz z nim weszliśmy do tego mrocznego miejsca. Pracownik odkrył twarz Kamili. Agata nie chciała na to patrzeć, dlatego wcześniej schowała twarz w dłonie.
- Ale to nie jest Kamila – powiedziałem.
- Jak to? – zdziwił się policjant – Proszę zerknąć jeszcze raz.
- Ta dziewczyna to nie nasza Kamila!
  Agata odsunęła ręce od twarzy.
- Boże… Masz rację Kuba! Kamień z serca – przytuliła się do mnie, nadal jednak płacząc.
- Czyli, że ta osoba nie należy do waszej rodziny? – spytał.
- Absolutnie – powiedziałem.
- A więc przepraszamy za to całe zamieszanie. Zaraz na nowo wznowimy poszukiwania- powiedział.
- Dziękujemy. Do widzenia – powiedziałem.
- Do widzenia.
   Trochę się uspokoiliśmy, ale gdzie nasza Kamila? ;( <3

*MARCO REUS*

Ja już dłużej tak nie mogę! Nie wytrzymam w tej świadomości, że jej się coś stało! Wiem, ze policja się stara, ale to mi nie wystarcza! Postanowiłem jej poszukać… To takie dziwne uczucie… Zupełnie, jakby serce do mnie przemawiało… Wziąłem kluczyki do auta i ruszyłem w drogę. Nikomu nic nie mówiąc rozpocząłem poszukiwania. Szukałem jej w najmniejszych zakamarkach Dortmundu. Postanowiłem wyjechać po za miasto. Ulice otaczał gęsty las. Było już ciemno. Prawie nic nie mogłem spostrzec. Jednak coś we mnie jakby drgnęło i postanowiłem zobaczyć, co też kryje się w tym lesie. Zaparkowałem.  Zacząłem szukać choćby śladów.
- Debilu!
- To nie moja wina!
- Ona się nie rusza!
- I co z tego?!
- Wiejemy!
  Te głosy podsłuchiwałem kryjąc się za drzewem.
- Ale ją tu zostawisz?!
- A mam wyjście?! Nie będę trupa w samochodzie woził!
- A może ona żyje?!
- Ty to już lepiej się nie odzywaj!
Głosy się oddalały. Po chwili usłyszałem dźwięk odjeżdżającego samochodu. Pojechali. Serce mi strasznie przyspieszyło.
- Trupa? O Matko… - szybko ruszyłem przed siebie.
Moim celem był taki jakby mały schowek. Biegłem ile sił w nogach.  Ze strachem stanąłem przed drzwiami. Tysiąc rozmaitych myśli nachodziło mi do głowy. A co jeśli zastanę tam Kamilę? Przecież ja tego nie przeżyję! Otworzyłem ciężkie drzwi. W ciemnym rogu leżała blada postać. Niepewnie podszedłem bliżej.
- Nie! Nie! – łzy spłynęły po moich policzkach – Kamila! Boże! Co oni ci zrobili?! – przykucnąłem.
Sprawdziłem tętno. Biło. Słabo, ale jednak biło. Szybko zabrałem ją do samochodu. Moją misją było jak najszybsze dowiezienie Kamili do szpitala.

*W SZPITALU*

- Pomocy! – krzyknąłem, kiedy wbiegłem do szpitala trzymając nieprzytomną Kamilę na rękach.
- Spokojnie. Co się stało? – podeszła do mnie pielęgniarka.
- To moja przyjaciółka! Banda idiotów ją uprowadziła i przez długi czas trzymała jakimś schowku w lesie! Błagam! Niech ktoś zadba o to, by nic się jej nie stało! – poczułem, ze łzy mimowolnie napływają do moich oczu.
- Sekundka. Doktorze! Eva! Zabierz ją do sali! – krzyknęła do innej pielęgniarki, a sama pobiegła szukać lekarza.
Druga pielęgniarka przewiozła Kamilę do sali. Mi jednak nie było wolno tam wchodzić. Po kilku minutach do sali wbiegł lekarz. Przez to całe zamieszanie zapomniałem  powiadomić Kubę i  Agatę. Wyjąłem telefon.  00:36…  Pewnie śpią, więc  nie ma sensu ich budzić  i martwić. Powiadomię ich, kiedy będzie już coś wiadomo.

*KILKA GODZIN PÓŹNIEJ*


Wywożą  ją w tą i z powrotem na badania…
- Pan z rodziny? – spytał lekarz, kiedy wyszedł z sali.
- Tak jakby… Czy wszystko z nią w porządku?!
- Jest strasznie posiniaczona, pokaleczona… Na całe szczęście nie ma raczej żadnych obrażeń wewnętrznych. Jednakże jest strasznie przemarznięta…  Podaliśmy kroplówkę. Teraz pozostało nam czekać, aż się wybudzi. Wtedy będziemy mogli zrobić kolejne, ważne badania. 

----------------------

Taki tam dreszczyk ;DD Mam nadzieję, ze mnie nie zabijecie :D <3 Pozdrawiam ;3

KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ MNIE ♥

wtorek, 6 sierpnia 2013

16. ''JA TO MAM FARTA''

Na policji od razu zaczęły się poszukiwania. Niestety... Policja zakazała działania ''na własną rękę''. Nic z tym nie mogliśmy zrobić. Byliśmy bezradni! Zostało nam tylko czekać...

*KILKA DNI PÓŹNIEJ*

Dzień, jak co dzień... Treningi, dom, rodzina, przygnębiający brak Kamili... Agata się załamała... To już nie ta sama kobieta. Nadal ją strasznie  kocham, ale nie mogę patrzeć, jak cierpi! Pocieszam ją, jak tylko mogę. Całuję, przytulam, współczuję, KOCHAM <3 Oliwka wierzy w to, co powiedzieliśmy... Że Kamila wyjechała na ''krótki wypoczynek do koleżanki''...

*KILKA DNI PÓŹNIEJ*
(7 LISTOPAD)

- Agata?
- Tak? - spytała smutna.
- Uśmiechnij się, kochanie. Nie mogę już patrzeć na ciebie w takim stanie...
    Agata popatrzyła mi prosto w oczy. Spontanicznie opadła na kanapę i zaczęła płakać.
- Ja nie mogę! Nie potrafię! Tak bardzo ją kocham!
- Aguś... - usiadłem obok niej - tą sprawą zajmują się specjaliści.
- I co z tego?!
- Jestem pewien, że Kamila lada dzień stanie u naszych drzwi.
- Na prawdę?
- Tak - lekko się uśmiechając otarłem jej łzę i przytuliłem do siebie.
   Sam nie byłem pewien tego, co powiedziałem... Jednak muszę być silny. Moją misją jest wspieranie Agaty ;3

*KILKA DNI PÓŹNIEJ*
(13 LISTOPAD)

Wróciłem z treningu.
- Hej - pocałwoałem Agę.
- Hej ;*
- Gdzie nasz Robaczek?
- U Piszczków. - odpowiedziała.
- A co powiesz na... - moje słowa przerwał dzwoniący telefon - ja to mam farta -,-

***
- Słucham - powiedziałem.
- Dzień dobry - odezwał się znajomy głos - Z tej strony policjant Danielle Monte.
- I jak? Macie jakieś nowości? - ucieszyłem się.
- Owszem.
- Na co pan czeka?! Niech pan mówi!
- Znaleźliśmy dziewczynę. Martwą.

----------------------------

Hej <3 Tak wiem - chcecie mnie zabić ;D Ale uwierzcie mi - musiałam to zrobić... Taki mały dreszczyk emocji Wam nie zaszkodzi ;DD Dlatego też taki króciutki ;< Jutro - w kolejnym rozdziale, wszystko się wyjaśni ;** Pozdrawiam :)

KOMENTUJCIE ;3

sobota, 3 sierpnia 2013

15. "DRZWI SĄ OTWARTE"

 Kilka minut pozniej przyjechal Marco.
- Jakto wszystko sie stalo?! - spytal.
- Rano normalnie poszla do szkoly! Teraz nie odbiera telefonu! Boje sie!  - wytlumaczyla Agata ze lzami w oczach.
- A ten caly Barthel? Moze jest u niego!
- To samo stwierdzilem! - powiedzialem.
- Ale ja nawet nie wiem,gdzie on mieszka! - rozpaczala Agata.
- Nie martw sie... Ja wiem - powiedzial Marco.
- To bardzo dobrze! Jedziemy! - powiedziala.
- Kochanie? Lepiej będzie jaj zostaniesz w domu z Oliwka. Ja i Marco sobie poradzimy - powiedzialem.
- Ale...
- Kuba ma racje... - powiedzial Marco.
Ostatecznie udalo nam sie namowic Agate. Zostala. Ja i Marco pojechalismy do domu tego Barthela...
- Zapukaj - powiedzial do mnie Marco.
- Po co? Drzwi są otwarte... - zauwazylem zdzwiony.
- Ooookej... Dziwne - powiedzial Marco.
- Wchodzimy?
- No raczej - powiedzial i weszlismy do srodka.
Zaczelismy sie rozgladac po parterze.
- Kuba! Telefon Kamili - powiedzial Marco.
- O lol... Musialo sie cos stac. Ona nigdy sie nie rostaje ze swoim telefonem!
- Nie wiem, co tu jest grane, ale coraz bardziej s i e martwię...
- Rozejrzyjmy sie w reszcie domu.
Poszlismy na gore. Obydwaj weszlismy do tego samego pomieszczenia. Byla to sypialnia.
- O Jezu!- Marco zatkal twarz dlonmi.
- Nie!!!
W pokoju byl straszny balagan. Na lozku byla krew. Gdzieniegdzie lezaly brązowe wlosy Kamili.
- Czy ty myslisz, ze on... Ze ona... - nie dokonczyl Marco.
- Ja nic nie mysle! Rozumiesz?! Nie wiem, gdzie ona jest! Nie wiem,czy ona zyje! Moze ten idiota ja zabil i gdzies wywiozl?!
- Przestan! Nie chce tego slyszec! Ona musi zyc! - Marco niemaze plakal.
- Dzisiaj juz niczego nie zalatwimy! Jest juz pozno!- powiedzialem.
- Poje*alo cię?! Musimy ja znaleźć!- kierowal sie do drzwi, aby szukac Kamili.
- Marco - zlapalem go za ramie - wiem, ze ci  zalezy. Mi tez. Ale zrozum, ze teraz nic nie osiagniemy! Rano wznowimy poszukiwania.
Udalo mi sie go namowic. Pojechaliśmy do domu. Wszyscy zalamani wyczekiwalismy jutra.
*KOLEJNY DZIEN*
Juz od samego rana zajelismy sie szukaniem Kamili. Po dlugich poszukiwaniach zdecyowalismy zglosic zaginiecie na policji.

-------------------------
No heej kochani <3 I ponownie Was przepraszam za te błędy, ale jak wiecie pisałam to na tablecie -,- Dziś się nie rozpisywałam, bo chwila moment dodam na drugiego bloga pierwszy rozdział :) Serdecznie zapraszam!:) http://zdazycprzedkoncem.blogspot.com/

KOMENTUJCIE ♥

piątek, 2 sierpnia 2013

NOWY BLOG ♥

Kochani! Założyłam nowego bloga :) Myślę, ze mogę liczyć na waszą obecność na nowym blogu :) Czekam na Waszą szczerą opinię w komentarzach ;* 1 - szy rozdział dodam jutro <3 SERDECZNIE ZAPRASZAM! <3 http://zdazycprzedkoncem.blogspot.com/

14. "NIE DOMYŚLASZ SIĘ, KOCHANIE?"

*PO ODZYSKANIU PRZYTOMNOŚCI*

Obudziłam się. Rozglądałam się dookoła. Był to dom Barthela. Ale jego przy mnie jednak nie było.
- O! Widzę, ze sie obudzilas! To bardzo dobrze sie sklada! - podszedl do mnie i zaczal sciagac mi bluzke.
- Co ty robisz?! Puszczaj mnie psycholu!!! - zaczelam krzyczec wyrywajac sie mu.
Na nic niestety zdaly sie moje krzyki... Barthel osiągnął swoj cel...
*KILKADZIESIAT MINUT PÓŹNIEJ*
Lezalam na ziemi placzac. Cala bylam poobijana, pokrwawiona... Jakis czas minal, kiedy odwazylam sie wstac i skierowac do drzwi. Po prostu wrocic do domu. Barthela przy mnie nie bylo. Po tym okrucieństwie jakie zrobil zniknal... Cala zdruzgotana mialam juz chwytac za klamke.
- A gdzie to sie wybiera?! - uslyszalam glos Barthela za plecami.
- Daj mi spokoj!!!- krzyknelam jeszcze bardziej placzac.
- Nigdzie nie pojdziesz! Juz tu zostaniesz! Na zawsze! Nikt cie nie znajdzie!- uderzyl mnie.
- Znajda mnie! Albo sama uciekne! Byleby nie byc tu z toba, debilu! - zaczelam mu sie wyrywac.
- Myslisz, ze bedziesz tu przebywac?! Hahhaha! Nie jestem taki glupi! - znow mnie szarpnal i uderzyl.
- Pomocy!!!- zaczelam krzyczec caly czas placzac.
- Zamknij sie!- wzial jakis ciezki przedmiot zza siebie i uderzyl mnie nim w glowe.
*PO ODZYSKANIU PRZYTOMNOSCI*
Obudzilam sie. Juz nie bylam w domu tego kretyna... Sama nie wiem gdzie bylam. To jakies chlodne, wilgotne i ciemne pomieszczenie. Cos w stylu piwnicy, ale to na pewno nie to... Nagle drewniane drzwi sie otworzyly, a moim om ukazali sie Barthel, Daniel, Oscar, Phillip i Felix. Ci ktorych wymienilam to, to slawetne towarzystwo Barthela.
- Podoba ci sie?!- spytal Barthel - podziekuj chlopakom! To oni ci taka piekna miejscowe znalezli! - zasmiali sie.
- Czego wy ode mnie chcecie?!- plakalam.
- Nie domyslasz sie, kochanie? - spytal mnie Oscar.
- Dobra chlopaki... Daniel! Teraz twoja godzina... Potem Felix - powiedzial.
- Jasne - potwierdzili i wyszli.
  Zostalam sama z Danielem. Znow ten sam koszmar. Czy kiedyś się to skonczy?
*W TYM SAMY CZASIE*
- Gdzie ona jest?- spytala Agata.
- Moze poszla do tego swojego chlopaka?- zarzucilem.
- To raczej niemozliwe... Zawsze mi o tym mowila... Martwie sie, Kuba.
- No to moze u Marco?
- Zadzwonię do niego - powiedziala wyjmujac telefon.
*ROZMOWA TELEFONICZNA*
- Halo, Marco?
- No,co tam?
- Jest u ciebie Kamila?
- Przykro mi, ale nie. A cos sie stalo?
- Cholera no!- zalamala sie.
- Aga... Spokojnie. Co sie stalo?
- Kamila zniknela! Jest juz ta godzina (23:12) a jej nadal nie ma!
- O Boże! Agata ja zaraz będę u was! Moze razem cos wymyslimy! - powiedzial i sie rozlaczyl.
-------------------
Było 3 komentarze, wiec dotrzymałąm słowa :) Coraz wieksze zameiszanie ;DD Aaa! Zakłądam nowego bloga. Już założyłam, ale musze dopracować prolog ;* Dam Wam znać :) Tylko nie pomyślcie sobie, ze ten blog dobiega konca! Jeszcze trochę dużo sie tu wydarzy ;D

CZYTASZ? - KOMENTUJ :)

13. "Ej, ej"

*ROZPOCZĘCIE ROKU SZKOLNEGO*

Dziś ten wielki dzień. Nowa szkoła, nowi ludzie, a w moim przypadku - nowe problemy... Strasznie się stresuję, ale na szczęście jest przy mnie Barthel <3 On chodzi już trochę do tej szkoły, wiec dla niego to norma... Przyszedł po mnie rano i spacerkiem poszliśmy do szkoły. Już na samo "dzień dobry" pod szkołą stał gang "niegrzecznych" chłopaków... Tak jak w rozmaitych, kiczowatych filmach mieli na sobie skórzane kurtki, wielorybie spodnie, motory u boków, włosy postawione na żel... No i oczywiście, jak to w filmach - myśleli, ze są fajni... A, ze jaj jestem szczerym człowiekiem od razu podzieliłam sie z Barthelem opinią na ich temat ;D
- Ej? Wiesz co ci powiem? - spytałam.
- Co takiego?
- Widzisz tych kolesi? - spojrzałam na nich.
- Tak, a co?
- Mogę wyrazić szczerą opinię na ich temat?
- Dajesz ;D
- A wiec... Uważam, ze to banda tanich lamusów, która chce sie podlizać tutejszym dziewczynom.. Niestety biedni debile nie wiedzą, że się ośmieszają i są zwykłymi dupkami w skórzanych kurtkach z ciucholoan...
- Ej, ej ;D Nie zapędzaj się kotek ;D - przerwał mi.
- No, ale ja chciałam tylko..
- No wiem przecież ;D A tym samym wcale nie chciałaś urazić tych "biednych debili" ;D
- Spadaj -_- - uderzyłam go lekko/
- No weeź ;D Przecież Cię kocham ;**
- No wię <3
  Aaa! Bo wy nie wiecie! Ja i Barthel ten.. No wiecie.. Chodzimy ze sobą <3

*PO LEKCJACH*

- I jak słonko? Nie było tak źle! Mamy fajnych ludzi w klasie. Jakoś sobie poradzimy ;* - powiedział Barthel, kiedy odprowadzał mnie do domu.
- No oprócz tego, ze do naszej klasy uczęszczają ci gangsterzy to muszę przyznać ci rację :) Kocham cię - powiedziałam całujac go.
- Ja ciebie też <3 - odwzajemniał pocałunki.

*DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ*

Minęły już dwa tygodnie od rozpoczęcia roku szkolnego. Czy coś sie zmieniło? Niestety dużo ;( Pamietacie tych gangsterów z mojej nowej klasy? Ja już chyba o nich nigdy nie zapomnę... Wciagnęli Barthela w swoje dziwne życie... Przez nich on stał się całkowicie innym człowiekiem... Jest obojętny... Dziś jesteśmy już po szkole.
- Dzisiaj idziesz do mnie - powiedział, a raczej rozkazał.
- Nie idę do ciebie... Dziś się muszę poduczyć do testu z niemieckiego - powiedziałam.
- Nie słyszałaś, co powiedziałem?! Idziesz do mnie! - krzyknął.
- Co się z tobą dzieje?! Od kad zacząłeś sie zadawać z tamtymi chłopakami stałeś się zupełnie inny! Nie masz szacunku do innych! Nie potrafisz pytać, prosić tylko od razu stawiasz rozkazy! Musisz mieć to czego pragniesz! Nie pamiętam, kiedy ostatnio mi powiedziałeś, ze mnie kochasz! Zastanów sie nad swoim zachowaniem! Grupka tych pajaców zmieniła cię w idiotę! - skierowałam się w stronę mojego domu.
- Hahahaha! - zaczął sie sarkastycznie smiać - idziesz ze mna dziw**o! - zaczął mnie szarpać.
- Poje*ało cię?! Jeszcze raz mnie szarpniesz, a z nami koniec! - krzyknęłam.
- Jeszcze raz będziesz mi grozić, a pożegnasz sie ze swoją rodzinką!
- Co ty im zamierzasz zrobić?!
- Im nic, ale tobie tak!
- Chyba cię Bozia opuściła! - krzyknęłam.
- Nie pier*ol! Idziesz ze mną!!! - znów zaczął mnie szarpać.
- Zostaw mnie!!!
- Nie drzyj mordy! - uderzył mnie w twarz.
Patrzyłam na niego, jak na jakiegoś tyrana... Pierwszy raz w życiu ktoś mnie uderzył. A co najgorsze? Tym kimś jest chłopak!
- Wystraszyłaś się?! I bardzo dobrze! Nie będziesz mi się sprzeciwiać! - uderzył mnie ponownie, ale tym razem do utraty przytomności.

--------------------
Krótki i nudny ;c Wybaczcie. Musiałam zrobić takie zamieszanie, a niebawem dowiecie sie dlaczego <3 Chciałam przeprosić, ze zaniedbuję bloga ;c Ale pamietajcie, że Was kocham i Wam dziekuję, że czytacie te moje wypociny ;D ♥ Nie dodawałm długo rozdziałów, bo jak wspomniałam przed tem nie miałąm dostępu do tabletu ;( Dlatego też możecie zauważyć w tekście wiele błedów.. ;D Chcecie kolejeny? Pod postem ma być co najmniej 3 komentarze <3 Kocham Was ;3

KOMENTUJCIE ;3



sobota, 20 lipca 2013

MAŁA INFORMACJA ;3

WITAJCIE KOCHANI! <3 Chciałabym zapromować bloga pewnej dziewczyny. Co prawda to dopiero opis bohaterów, ale z innych blogów autorki wywnioskowałam, ze warto czytać i ją wspierać :) Tu macie link - http://marco-emila.blogspot.com/  ;3


A co do mojego bloga yo rozdział dodam niebawem :) Mam mały problem, bo rozdziały pisałam na tablecie, którym teraz opiekuje się mój "kochany" braciszek -,- Także pozdrawiam i zachęcam do czytania powyższego bloga :) Ale także nie zapominajcie o moim xD Paa <33

środa, 17 lipca 2013

12. "POPATRZ NA TĘ ŚLICZNA RODZINKĘ"



*KOLEJNY DZIEŃ*

- Kamila! Wstawaj!
  Przetarłam oczy.
- Oliwka? – mała Błaszczykowska stała przy moim łóżku.
- Idziemy do palku!
- Teraz? – westchnęłam pół-śpiąco.
- Telaz! – uśmiechnęła się.
- Ale… - spojrzałam na zegarek – OMG! 13:03?!
- Śpiosek – uśmiechnęła się.
- Wiesz kto do ciebie przyszedł? – uśmiechnęłam się do niej.
- Kto?
- Łaskotkowy Potwór! – zaczęłam ją łaskotać.
- Hahahaha! – śmiała się.
- Koniec ;) – oznajmiłam po kilku minutach – ubieram się i idziemy.
- A Malco? Miał iść z nami!
  Zastanowiłam się chwilę.
- No dobra!
- Jeeest!
  Oliwka wyszła. Ubrałam się, uczesałam, zjadłam śniadanie, umyłam żeby i byłam gotowa do wyjścia. Trzymając Oliwkę za rękę poszłyśmy do Marco.
- Hej – uśmiechnęłam się, kiedy otworzył drzwi.
- Hej :)
- Cieść wujku – powiedziała Oliwka.
- Hej skarbie – pocałował ją w czółko.
- Przyszłyśmy, bo Oliwka strasznie chce, abyś poszedł z nami do parku – powiedziałam.
- Stlaaaśnieee! – powiedziała.
- No skoro tak strasznie chcesz, mój mały skarbie – Marco się uśmiechnął do Oliwki.
- Pójdzies?
- Pewnie ;*
- Hulaaa! – Oliwka się bardzo cieszyła.
- No to idziemy – powiedziałam.
  Ruszyliśmy. Oliwka była w środku. Trzymaliśmy ją za rączki. Z prawej strony ja, a z lewej Marco.
- Kaciuśki! – powiedziała Oliwka, kiedy dotarliśmy do parku.
   Był to naprawdę fajny park. Było tam jezioro, plac zabaw, ławki i wiele innych.
- Chcesz pokarmić kaczuszki? – spytał Marco.
- Taaak!
- A więc proszę – podałam Oliwce kilka kruchych ciasteczek.
  Podeszliśmy do jeziorka. Oliwka z uśmiechem na twarzy karmiła ptaki.
- Pać! Jedziom! – spojrzała na mnie.
- Widzę kochanie – uśmiechnęłam się.
- A ty? – spytała Marco.
- Tak skarbie ;)
  Oliwka się uśmiechnęła i wróciła do karmienia kaczek.
- Popatrz na tą śliczną rodzinkę, Saro – powiedziała jakaś starsza pani.
- A jaka zgodność!
- Po prostu wzór dla innych!
- Ale… - powiedziałam.
- Wspaniała córeczka – uśmiechnęła się jedna ze staruszek.
- Ale… - znów zaczęłam.
- Dowidzenia kochani – uśmiechnęły się i poszły.
- Lol… Co to było? – spytałam.
- Ja tam nie mam nic przeciwko, że ludzie tak myślą… Chciałbym mieć już na zawsze przy sobie takie dwie, wspaniałe kobiety – uśmiechnął się Marco.
  Uśmiechnęłam się. W sumie to ja też bym chciała mieć taką rodzinę… Ale jeszcze muszę poczekać… Na swojego jedynego. Po karmieniu kaczek poszliśmy na lody. Kiedy je zamówiliśmy usiedliśmy na ławce.
- „Dzienkuję” – powiedziała Oliwka jedząc.
- Nie ma za co, skarbie – uśmiechnęliśmy się do niej.
- Siema!
- O! Barthel – uśmiechnęłam się.
- We własnej osobie – zaśmiał się – cześć – podał rękę Marco.
- Hej – uśmiechnął się.
   Przynajmniej tyle – lubią się *.*
- Co tam? – spytałam.
- A nudzi mi się… Nie usiedziałem w domu, więc na miasto wyszedłem – wyszczerzył się – a wy? Z jakiej potrzeby?
- My? Z Oliwką wyszliśmy – powiedział Marco.
- A no tak! Hej skarbie – powiedział do Oliwki.
- Tak mozie mówić do mnie tylko Malko! – powiedziała Oliwka wtulając się w nas (mnie i Marco).
  Po tych słowach Marco się uśmiechnął.
- Przepraszam. Nie wiedziałem – powiedział Barthel.
- Jeśtem obleziona – Oliwka założyła rękę na rękę.
- Oliwka… Przecież nic się nie stało – uśmiechnęłam się.
- Śtało! – kolejny „foch” xD
- Nie Miśku – Marco pogładził ją po policzku.
- No dobla! – przytuliła się do Marco.
- Mój skarb – pocałował ją w policzek.
- Przepraszam cię za nią… - uśmiechnęłam się do Barthela.
- To tylko dziecko – odwzajemnił gest.
- No tak ;D
- Co robisz jutro?
- Nie mam za specjalnych planów…
- No to zapraszam cię na spotkanie – uśmiechnął się.
- Okej ;)
  Spojrzałam na Marco, który zajmował się Oliwką. Minę miał nie za ciekawą, a wzrok zwrócony Bóg wie gdzie…
- To ja nie przeszkadzam. Napiszę Ci, o której podjadę. Lecę – pocałował mnie w policzek.
- Pa ;)
- Pa Marco.
- Cześć…
  Spojrzał na mnie z uśmiechem i poszedł.
- To jak? Idziemy? – spytałam z uśmiechem.
- Jak tam sobie chcesz… - burknął Marco.
- O co ci chodzi? – spytałam zdziwiona.
- O nic… Chodź skarbie – wziął Oliwkę – idziesz czy nie?
- No idę…
  Oni już poszli. Ja ze zdziwieniem udałem się za nimi. Nie wiem o co mu chodzi… Nie powinien być zazdrosny o Barthela! Bez przesady… Jakoś odechciało mi się tej „wycieczki” -,-
- Oliwka? Możemy już iść? – spytałam, kiedy ich dogoniłam.
- Nie!
- Ale…
- Ja z nią zostanę. Przejdziemy się jeszcze na plac zabaw i ją odstawię – powiedział Marco i poszli.
- Okeeej… to było dosyć dziwne. Zaraz po przedstawieniu swojego zdania wziął i poszedł… - powiedziałam do siebie.
   No skoro on się nią zajmie to wróciłam do domu.
- Gdzie Oliwka? – spytała Agata.
- Oliwka nie chciała jeszcze wracać, a mnie już strasznie nogi bolały. Marco powiedział, żebym poszła do domu, a on się nią zajmie i odstawi do domu – powiedziałam nieco kłamiąc…
- Oj kochana! W ogóle kondycji nie masz! Od jutra biegasz ze mną – uśmiechnęła się Agata.
- Okej – powiedziałam nie wiedząc na co się zgadzam xD
  Poszłam do pokoju. Niebawem dostałam sms’a od Barthela. Już wiem, o której jutro mamy się spotkać.

----------------------------------

Hej, hej <3 Wreszcie jestem! Wybaczcie, ze tak dlugo nie dodawałam rozdziałów ;c Mój laptop był w naprawie, a rozdziały zapisane są właśnie w nim :) Powiem Wam szczerze, ze zatęskniłam za dodawaniem rozdziałów... I ten dzisiejszy dodałam z wielkim zacieszem xD Tak, czy inaczej zrobiło się trochę zamieszania ;D Co będzie dalej? CZYTAJCIE! <3 Miłego dnia Kochani <3

KOMENTUJCIE ;3

niedziela, 7 lipca 2013

11. "MATKO BOSKA CZĘSTOCHOWSKA!"

*TYDZIEŃ PÓŹNIEJ*

Już jest wszystko dobrze. Można powiedzieć, że cały ten bałagan został sprzątnięty xD Ja i Marco nadal się przyjaźnimy. Reus zaakceptował mojego drugiego przyjaciela – Barthela. Nawet się polubili ;) Dziś cala nasza paczka idzie do podziemi ;D Barthel miał iść z nami, ale musiał pojechać z psem do weterynarza. Calvin jest słodki *.* Barthel mówi, że mnie bardzo polubił ;) A tak nawiązując do Barthela… Pamiętacie, jak mówiłam Marco, że Barthel ma na oku dziewczynę? No właśnie jej nie ma… Chciałam uspokoić Marco. Nieważne.
- Kuba! Rusz się! Znowu będziemy ostatni! – pospieszałam go.
- Już, już! Paa Agatko – zaczęli się całować.
- Nie to, żeby coś, ale echem! Oliwka tu jest!
- Jeśtem tu! Kamila? A kiedy pójdziemy do palku? Ty i Malko mi to obiecaliście! A ty jeście mówiłaś, zie pobawiś sie zie mnom lalkami!
- Tak Oliwciu. Pobawię się z tobą lalkami. A do parku pójdziemy niebawem – uśmiechnęłam się do mojej siostry.
- Kocham cie, Kamila – powiedziała.
- Też cię kocham, słodziaku ty mój ;* - podniosłam małą Oliwkę.
- Pa Oliwka – Kuba pocałował swoją córeczkę.
- Paa!
- Chodź Kamila!
- Idę – pocałowałam Oliwkę w czółko – pa ciociu!
- Pa – uśmiechnęła się Agata i mnie przytuliła.
  W końcu udało nam się wyjść.  Dojechaliśmy do podziemi.
- A nie mówiłam?! Znowu ostatni!
- Hahahahaha! – zaśmiali się wszyscy łącznie z Marco i Kubą -,-
- Co w tym takiego śmiesznego? Ten koleś nie ma za grosz wyczucia czasu! – wskazałam na Kubę.
- Czaa mu kupić zegarek xD – powiedział Łukasz.
- No co ty! Po co mu zegarek?! I tak by go nie używał, bo nie zna cyferek!
- Znam cyferki! – powiedział Kuba.
- No to wymień mi 5 – powiedział Lewy.
- A, B, C, D, E! I co? Zazdro?
- Hahahaha! – zaśmialiśmy się wszyscy ;D
- Oj Kuba, Kuba – śmiał się Marco.
  Poszliśmy do podziemi. Kiedy zwiedzaliśmy już ponad godzinę, Robertowi zachciało się zrobić przypal xD
- Lodowisko! – zaczął ślizgać się po stromej i mokrej powierzchni.
- Zaraz rypniesz! – zaśmiał się Łukasz.
- O fuck! – zaraz po wypowiedzianych przez Łukasza słowach, Robert runął na ziemię xD
- I co? Co teraz powiesz? – śmialiśmy się z niego.
   Lewy wyglądał jakby myślał o.O Wstał, podszedł do nas bliżej i rzekł:
- Powiem wam coś zacne człeki xD
- No mów – zachęcał Kuba.
- Uwaga ślisko leszcze! – krzyknął pokazując palcami literkę L, co oznacza leszcze xD
- Głupek!- śmiałam się.
- Też cię kocham – podniósł mnie.
- Aaaa! Puszczaj! – śmialiśmy się.
  Lewandowski mnie posłuchał i postawił na ziemi. Kiedy się ogarnęliśmy ruszyliśmy w dalszą trasę. Teraz przyszła kolejna ostatni eksponat – Biała Dama. Doszliśmy do tej komnaty. Na ścianie wisiała kartka.
- Kto czyta? – spytałam.
- Ja! – powiedział Lewy.
- Przecież ty czytać nie umiesz… - zauważył Łukasz.
- Umiem!
- Dajesz! – zachęcał Marco.
- B… Jaka to literka? – Robert „czytał” ;D
- Odsuń się! – powiedziałam i zaczęłam czytać xD
- Ale ja naprawdę umiem czytać! – mówił Lewy.
- Tak, tak. Wiemy ;)
- Ale po polsku! To jest po niemiecku! – bronił się.
- Cisza! – powiedział Łukasz.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się i zaczęłam czytać – Biała Dama.
- Ha! Wiedziałem! – wtrącił Lewandowski.
- Legenda głosi, że (…) Kobieta do dziś krąży po korytarzach chcąc zemścić się na kłamliwych ludziach. Koniec.
   Kiedy skończyłam czytać odwróciłem się w stronę chłopaków. Oczom nie wierzyłam xD Lewandowski wskoczył na ręce Marco, Kuba i Łukasz tulili się do siebie ;D A wszyscy mieli rozdziawirzone mordki!
- Hahahaha! – zaczęłam się śmiać – chłopaki! To tylko bajka!
  Po moich słowach zgasły światła i słychać było jakieś dziwne głosy.
- Aaaaaaaa! – wszyscy (ja tez xD) zaczęliśmy piszczeć.
- Oooo! Wielka Biała Damo! Nie zabijaj mnie! Przyznaję się! To ja usiadłem na iguanie Kuby! To ja ją udusiłem! – Lewandowski zaczął „płakać” ;D
- To Ty?! Iggy nie zasługiwał na taką śmierć! – Kuba krzyczał na Bobka.
- Uuuuuu! – znów ten przeraźliwy głos.
- Dobra! Wybaczam ci! – Kuba mocno tulił Piszczka mówiąc do Roberta.
- Kocham cię stary!
- Ja ciebie też!
- Kto mnie przytuli? – wystraszyłam się.
- Uuuuuu! – głos zbliżał się do nas.
- Aaaaa! – wszyscy rozproszyli się po korytarzach.
  Wialiśmy ile sił w nogach! Wszyscy osobno. Ja skryłam się za jakąś rycerską zbroją. Bałam się!
- O maaatkooo! Biała Dama dotyka mnie w tyłek! – Lewandowski krzyczał biegnąc w moją stronę – Ma ciepłe ręce! Zaraz… To nie Biała Dama! O w mordę! Zsikałem się! Ufff… Dobrze, że nikogo tu nie ma – Robert chciał się skryć za zbroją tak, jak ja.
- Won Lewandowski! To moja miejscówa! – powiedziałam.
- MATKO BOSKA CZĘSTOCHOWSKA! Pomocy! Ta zbroja gada! – uciekał xD – O mamo! Mokro mi!
- Robert! To ja! – szeptałam.
- Dżizys! Ona mnie zna! Widocznie oglądała półfinał Ligi Mistrzów! – zaczął krzyczeć i uciekł.
- No z tym ostatnim zdaniem to dowalił ;D – powiedziałam sama do siebie.
- Uuuuu! – głos zbliżał się do mnie.
- Aaaaaaa! – wybiegłam zza zbroi i na ślepo biegłam przed siebie.
  Biegnąc nie widziałam nic. Po pierwsze – było strasznie ciemno, a po drugie – zatkałam oczy… Ten przeraźliwy głos było słychać coraz bardziej. Co było potem? BUM!!!
- Aaaaa! Wpadłam na duchaaaa! – leżałam na ziemi obok Białej Damy!
   Wpadłam na nią!
- Uuuuuu! – Jezu! Jaka ona duża! Normalnie jak dwóch ludzi w jednym ciele! Boję się!
- Pomooooccyyyy!!!! Zaraz… - olśniło mnie – Biała Dama to duch, a duchów się nie czuje… Ja wpadłam na ducha… to niemożliwe!
- Mooożliweeee dzieecinooo! A teraz uceeekaj, boo klątwaa spaaadniee naaa cieeebieee! – Biala Dama przemówiła.
- Yhy! Ty wcale nie jesteś Białą Damą! Albo raczej nie jesteście! – zbliżyłam się do „Białej Damy”.
- Siooo dziewczynkooo!
- Któż to się kryje za przebraniem ducha? Kurde! Mówię, jak te przyczłapy ze Scooby’ego!
  Podeszłam jeszcze bliżej.
- Oddawaj to przebranie!
- Puszczaj!
- Daj perukę!
- To moje włosy!
- Akurat! – udało mi się ją ściągnąć. To była cała maska – Mats!?
- No siema xD
- Czego się tak chwiejesz? – spytałam.
- Bo nie jestem sam – przyznał.
- O co ci chodzi?
- Mo?
- Siemka Kamila ;D – spod sukienki wyszedł nikt inny, jak Moritz Leitner xD
- Ale z was debile! Ja się serio bałam! A Lewandowski się zsikał!
- Hahahahaha! – zaczęli się śmiać.
- No wiem – śmieszne xD Ale… Czemu to zrobiliście?
- Bo nam się nudziło! – powiedział Mats.
- Chcieliśmy choć raz zrobić przypał xD – dodał Mo.
- Debile xD
- Też cię kochamy ;*
- Grupowy miś – powiedział Mo.
  Staliśmy wtuleni w siebie <3 Ja, Mats Hummels i Moritz Leitner ;3
- Kamila! Mats! Mo! Uciekajcie! Biała Dama was pożre! – przez korytarz przeleciał zadyszany Robert xD – zaraz… - wrócił się – czemu są tu Mats i Moritz?! I czemu Hummi jest przebrany w sukienkę?!
- Robert? To jest ta sławetna Biała Dama – wskazałam na chłopaków.
- Wiedziałem, że to nie może być prawda! Duchy nie istnieją! Pfff… Biała Dama! – udawał, że on w to nie wierzył ;D
- To Czemy się zsikałeś? – zaśmiałam się.
- Ej! Niech to zostanie między nami!
- Jasne ;D
  Potem dołączyliśmy do reszty. Oczywiście wszyscy byli zdruzgotani po poznaniu prawdy ;D Wróciliśmy do domu z Kubą. Pobawiłam się z Oliwką. Zjadłam kolację. Umyłam się, przebrałam w piżamę i bez najmniejszego trudu zasnęłam.

-----------------------
Hejka <3 Dziś śmieszniejszy rozdział. Mam nadzieję, zę chociaż Wam poprawi humor... *.*

KOMENTUJCIE ♥